fot. Grzegorz Trzpil

Norbert Banaszek (HRE Mazowsze Serce Polski) ugościł dziś rywali w Nowym Dworze Mazowieckim na swój sposób – wygrywając wyścig ze startu wspólnego elity mężczyzn. W końcówce, rozgrywanej w jego rodzinnym mieście, był lepszy od Szymona Rekity (Voster ATS Team).

Mistrzostwa Polski ze startu wspólnego są wyścigiem niezwykłym, w którym wszystko może się zdarzyć, a każda akcja z najliczniejszymi ekipami ma szanse powodzenia. Przekonaliśmy się o tym dziś w Nowym Dworze Mazowieckim, gdzie o zwycięstwo powalczyli zawodnicy, którzy na początku wyścigu wysforowali się na czoło zmagań, tworząc odjazd dnia.

– Chciałem się bardzo zabrać w ten odjazd, bo wiedziałem, że od kilku lat scenariusz jest podobny – najpierw idzie akcja, a później dojeżdżają do niej kolarze z World Touru. Miałem nadzieję, że dojedzie Alan i Marceli i rozegramy wyścig na nowo

– mówił nam po wyścigu Norbert Banaszek z HRE Mazowsze Serce Polski.

Zawodnik z Nowego Dworu Mazowieckiego był jednym z czterech, ścigających się w czerwonych trykotach kontynentalnej formacji z Mazowsza, który znalazł się w tej ucieczce. Stawiało to zespół Dariusza Banaszka w niewątpliwie dobrej sytuacji – z przodu ekipa miała dwóch bardzo szybkich zawodników, Tobiasza Pawlaka i Norberta Banaszka, a w peletonie wciąż kręcili między innymi Marceli Bogusławski czy Alan Banaszek.

Na kilkadziesiąt kilometrów współpraca w ucieczce przestała się układać – z tego powodu doszło do serii skoków, po której od rywali oderwali się Norbert Banaszek, wraz z Wojciechem Pszczolarskim (TUFO Pardus Prostejov) i Szymonem Rekitą (Voster ATS Team).

– Zawodnicy z Vostera przestali jechać – nie wiem, czy dostali informację, że Patryk Stosz się dobrze czuje z tyłu. Mieliśmy też szybszych zawodników – Tobiasz Pawlak i ja byliśmy raczej pewniakami z takiej większej grupki, ale przestali jechać. Podjechałem wtedy do Tobiasza i powiedziałem, że musimy zacząć zabawę i wyłonić jakiś mniejszy odjazd z tej grupki. W sumie, jak sobie o tym wszystkim pomyślałem, to nawet się cieszyłem, że nie było ze mną Adama Stachowiaka, Tobiasza Pawlaka czy Michała Pomorskiego w tej grupce z Szymonem i Wojtkiem, bo wtedy jechaliby bez zmian. Tak każdy miał po jednym zawodników i współpraca się układała. Wiadomo, Wojtek się trochę słabiej czuł, ale o tym powiedział i został na praktycznie ostatniej górce przed metą, na 30 kilometrów do końca. Jak zostaliśmy we dwóch, to jechaliśmy już va banque

– opisywał Norbert Banaszek.

Gdy na czele została już tylko dwójka zawodników, jej przewaga utrzymywała się na poziomie dwóch i pół minuty nad grupą pościgową, w której pracowali: Maciej Bodnar (TotalEnergies), Cesare Benedetti (BORA-hansgrohe) i Łukasz Owsian (Team Arkea Samsic). O dziwo, Banaszek i Rekita utrzymywali różnicę, dzielącą dwie grupki, a w pewnych momentach nawet ją powiększali. Pokazali tym samym niezwykłą moc i wolę walki. Jak po zakończeniu zmagań przyznał Wacław Skarul, dyrektor Polskiego Związku Kolarskiego – „trzeba mieć jaja, żeby uciekać w takich warunkach przez ponad 200 kilometrów”.

– Tak naprawdę na 15 kilometrów do mety pomyślałem sobie, że jest naprawdę duża szansa. Mieliśmy 2:40 przewagi, był czołowy wiatr, więc było ciężko. Szymon zaczął dosyć wcześnie – 7 kilometrów przed metą wiedziałem, że mamy dosyć dużą przewagę, ale dalej te 7 kilometrów trzeba było przejechać. Dwa razy jeszcze później skoczył, ja nie chciałem pójść na całość, nie zrywać się na 100%, bo miałem już stany podkurczowe i naprawdę miałem ciężko, ale spokojnie sobie do niego dojeżdżałem – tym bardziej, że był czołowy wiatr

– relacjonował Banaszek.

Prowadzący duet mógł wykorzystać dużą przewagę i trochę się poczarować. Szybszego rywala próbował zgubić bardzo dobry na czas Szymon Rekita, ale Norbert Banaszek – jak sam przyznawał – był w stanie doskakiwać do jego koła. O wygranej w Mistrzostwach Polski zadecydował finisz, w którym szybszy był Norbert Banaszek, sięgając po zwycięstwo na szosach swojego rodzinnego miasta – Nowego Dworu Mazowieckiego.

– To jeszcze do mnie nie dociera. Jak pomyślałem, że to może się stać, to nie wiedziałem, czy zaraz się obudzę, czy to się dzieje naprawdę. Pewnie jutro sobie o tym spokojnie pomyślę i przeanalizuję jeszcze raz wyścig, mam nadzieję, że z chłopakami, bo pewnie zostają jeszcze na noc w hotelu i napijemy się lampkę szampana, może dwie

– mówił świeżo upieczony Mistrz Polski.

Mimo wielkiego sukcesu, zdecydowanie najbardziej prestiżowego w karierze – Norbert Banaszek sam przyznaje, że jest świadomy swojej roli, która głównie polega na pomocy swoim liderom. Tym razem, podobnie zresztą, jak w przypadku wczorajszego wyścigu kobiet, pomocnik został wynagrodzony za lata ciężkiej pracy na rzecz innych.

– Nie patrzę na to, jak na punkt zwrotny. Znam swoje miejsce w szeregu w polskim kolarstwie i wiem, na co mnie stać. Ja nie będę innym kolarzem od jutra i naprawdę będę starał się pomagać naszym liderom, bo naprawdę mamy wybitnego sprintera, najlepszego w Polsce – Marcelego Bogusławskiego – też Alana, który może nie ma dynamitu w nogach, ale jest bardzo sprytny i ma doskonały finisz. Ciężko tak o tym mówić, że to jest punkt zwrotny. To są Mistrzostwa Polski, też mieliśmy 17 zawodników, a inne chłopaki były samotne. Wiadomo, że chcieli z nami walczyć, ale to był podobny wyścig, jak tydzień temu w Żmigrodzie, gdzie Tobiasz Pawlak wygrał. Doszedł do nas skład ze Słowenii i zawodnicy z World Touru, ale było ich tylko kilku. To było wszystko – tam było 70 ludzi, dzisiaj 100. Wiedziałem, że tak jest na Mistrzostwach Polski, to nie jest typowy wyścig UCI, gdzie przyjeżdżają zagraniczne drużyny i trzeba się rozprowadzać. Tu jest zróżnicowany poziom i od wielu, wielu lat te ucieczki dojeżdżają do mety – tak, jak było w Gdyni, Świdnicy

– tłumaczył Norbert Banaszek.

Od lat kolarz HRE Mazowsze Serce Polski uchodzi za jednego z najbardziej inteligentnych na polskim podwórku, co potrafi wykorzystać podczas wyścigów – dzisiejsza impreza była tego najlepszym przykładem.

– Nie mam takiego zdrowia, jak niektórzy kolarze, i trzeba nadrabiać to myśleniem. Dzisiaj trasa była najbardziej wymagająca, jaką można tu, na Mazowszu poprowadzić, a te góry naprawdę nie były duże. Jeździmy po płaskich terenach i trzeba myśleć, żeby być przyzwoitym kolarzem. Ja też nie mam postury sprintera i ciężko mi finiszować, ale myślę na rowerze

– zakończył Mistrz Polski elity mężczyzn ze startu wspólnego 2022.

Rozmawiali Jakub Jarosz i  Kacper Krawczyk

Zapowiedź całych Mistrzostw Polski 2022
Wszystkie artykuły dotyczące Mistrzostw Polski 2022

Poprzedni artykułPatrick Lefevere kwestionuje kontuzję Wouta van Aerta
Następny artykułTour de France 2022: Tadej Pogačar na czele UAE Team Emirates, Rafał Majka u jego boku
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Michal
Michal

Brawo! Wygrał u siebie i przeszedł do historii polskiego kolarstwa

Piter
Piter

Co to za mistrz,pewnie jego jedyny sukces w karierze