Wiele, a jednocześnie bardzo niewiele zabrakło Fernando Gavirii (UAE Team Emirates) do odniesienia w środę swojego pierwszego etapowego zwycięstwa w tegorocznej edycji Giro d’Italia. Przejeżdżając przez linię mety w sycylijskiej Mesynie, 27-letni Kolumbijczyk nie ukrywał frustracji, która jak się okazuje mogła mieć coś wspólnego z problemami sprzętowymi.
Na ostatnich 100 metrach etapu Gaviria kręcił jak chomik w kołowrotku, ale nie przybliżyło go to do Arnaud Demare (Groupama-FDJ), który świętował zwycięstwo na mecie 5. odcinka włoskiego wielkiego touru. Wyjątkowo wysoka kadencja kolumbijskiego sprintera mogła mieć związek z problemami sprzętowymi, które kilometr wcześniej spotkały również mającego go rozprowadzać Maximiliano Richeze.
Sfrustrowany Kolumbijczyk miał w gniewie określić swój rower marki Colnago epitetem, który nie przystoi zawodowemu sportowcowi, ale z każdą kolejną wypowiedzią jego przekaz na temat wydarzeń ze środowego finiszu łagodniał.
Nie mogę nic na ten temat powiedzieć, bo dostanę reprymendę,
– komentował na gorąco Fernando Gaviria.
W oficjalnym przekazie płynącym od ekipy UAE Team Emirates 27-letni Kolumbijczyk sugerował natomiast, że wspomniane problemy mogły być wywołane przez kontakt innego uczestnika sprintu z jego tylnym kołem.
Nie chodzi tylko o rower. Tego typu rzeczy zdarzają się podczas wyścigów. Nie mieliśmy w końcówce Richeze, któremu kilometr od linii mety spadł łańcuch – niewiele mogliśmy zrobić.
Złość i frustracja wynikały z tego, że bardzo chciałem wygrać. Byłem tak blisko i czułem, że miałem nogę, walczyłem, a na koniec i tak przegrałem… nie podobało mi się to. Głupio tak się denerwować, ale to też jest częścią rywalizacji,
– zakończył, znacznie spokojniej.
Kolejną szansę na popisanie się swoim przyspieszeniem Fernando Gaviria dostanie już w czwartek, w końcówce 6. etapu Giro d’Italia prowadzącego z Palmi do Scalei.
Chomik w kołowrotku wygrał 😉 Przepowiadaliście mu drugie miejsca i tak jest. Ale Demara chyba nie doceniliście 🙂