Richard Carapaz wygrał szósty etap Volta a Catalunya 2022. Walka o triumf toczyła się niemal od pierwszego kilometra.

Trasa 6. etapu nie wyglądała na zbyt wymagającą – właściwie to swoim kształtem – trudnościach skumulowanych w pierwszej części trasy i prowadzącą lekko w dół końcówką przypominała nieco etap piąty, zakończony rywalizacją sprinterów. Drugi rzut oka pozwalał  zauważyć, że odcinek ten jest bardziej wymagający niż ten poprzedni. Mimo to chyba mało kto spodziewał się tego, że przedostatni dzień ścigania w Wyścigu Dookoła Katalonii będzie miał tak interesujący przebieg. Na tyle interesujący, że już na samym początku transmisji telewizyjnej najgorętszym tematem nie było wycofanie z wyścigu legendy hiszpańskiego kolarstwa – Alejandro Valverde.

Trasa etapu

Etap dla harcowników… nie dla harcowników

Na początku warto krótko zarysować to, jak przed etapem prezentowała się sytuacja generalna. W tej prowadził Joao Almeida, który dzień wcześniej odebrał Nairo Quintanie koszulkę lidera dzięki… jednosekundowej bonifikacie zdobytej na lotnej premii. Tuż za tą dwójką, z 7 sekundami straty pozostawał Sergio Higuita, a najniżej sklasyfikowanym kolarzem ze stratą nie przekraczającą 30 sekund był 9. w „generalce” Richard Carapaz.

Ciasna sytuacja w generalce utrudniała życie potencjalnym harcownikom, którzy, jak się mogło wydawać przed wyścigiem, właśnie szóstego dnia ścigania będą mieli swoją największą okazję na odniesienie etapowego sukcesu. Tymczasem faworyci, stokrotnie bardziej niż zwykle, zainteresowani byli walką na lotnych finiszach, spośród których pierwszy znajdował się już 65 kilometrów po rozpoczęciu finiszu.

Sekundowe zyski nie satysfakcjonowały jednak wszystkich kolarzy, znajdujących się na trasie. Wśród nich był wspominany już wcześniej Carapaz, którego najwyraźniej wciąż interesowało zwycięstwo albo przynajmniej miejsce na podium wyścigu. Jego zespół – INEOS Grenadiers postanowił więc uczynić wyścig najtrudniejszym, jak tylko się da. Brytyjczycy już u podnóża pierwszego podjazdu – Col de les Lebres Mussara (10 km – 6%) zaczęli ostrą pracę. Ta szybko zaczęła przynosić efekty, bowiem już na pięć kilometrów przed szczytem z głównej grupy odpadł… lider wyścigu – Joao Almeida.

W tamtym momencie pierwsza grupa liczyła już tylko około 20 zawodników, a po chwili jazda na czele stała się jeszcze trudniejsza. Krótko po zgubieniu Portugalczyka, główną grupę zaczęły targać kolejne ataki, spośród których najkonkretniejszy okazał się ten, w którym wzięli udział dwaj kolarze INEOS – Carapaz i Luke Plapp. Najwięcej do zyskania miał jednak trzeci zawodnik nowoutworzonej czołówki – Higuita.

Lider wraca do głównej grupy, ale wyścig odjeżdża

Na początku największą pracę w grupce wykonywał świetnie rozpoczynający swoją przygodę z worldtourowym peletonem 21-letni Australijczyk, który po 13 kilometrach jazdy z przodu w końcu osłabł i z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku mógł spłynąć do tyłu.

Wtedy różnica między trójką, a resztą czołówki wynosiła jeszcze około kilkudziesięciu sekund. Po odpadnięciu Plappa zaczęła rosnąć jeszcze szybciej. W momencie rozpoczęcia transmisji telewizyjnej liczyła sobie już ponad 3 minuty. Dlatego choć Joao Almeidzie na zjeździe udało się wrócić do peletoniku, to jego szanse na zwycięstwo w wyścigu malały z każdym kilometrem.

Na korzyść Portugalczyka świadczył fakt, że obok niego, do głównej grupy dołączyło kilkudziesięciu innych kolarzy. Mógł więc mieć nadzieję, że jego zespół nie będzie musiał gonić konkurentów sam. Mimo wszystko, główny ciężar pracy spoczywał na plecach kolarzy UAE. I ich praca w końcu zaczęła przynosić skutki, bo różnicę czasową między dwiema czołowymi grupkami najpierw zatrzymała się na poziomie 3 minut i 30 sekund, a później zaczęła stopniowo spadać.

Walka na premiach i przeciąganie liny

Pytanie dnia brzmiało więc: „Czy znakomita czołówka dojedzie do mety”. Jednak nawet jeśli odpowiedź byłaby negatywna, to ambitna dwójka nie wróciłaby z pustymi rękoma, dzięki bonifikatom zdobywanym na lotnych premiach. Na pierwszej trzy sekundy zgarnął Ekwadorczyk – Kolumbijczyk musiał zadowolić się dwiema sekundami (najlepszy z peletonu okazał się Juan Ayuso, który w ten sposób zarobił jedną sekundę).

Natomiast pomiędzy premiami sytuacja na trasie była dość dynamiczna. Praca kolarzy UAE Team spowodowała, że na 50 kilometrów przed metą różnica między grupami spadła poniżej trzech sekund. Później nadszedł moment kryzysu – do samochodu podjechał Marc Soler, który przez dłuższy czas dyskutował o czymś z jednym z dyrektorów sportowych, po czym został za główną grupą.

Wtedy strata peletonu znów na moment wzrosła, ale po kilku kilometrach przestoju znów zaczęła spadać – do jazdy z przodu włączali się momentami nawet kolarze Uno-X pracujący na rzecz Tobiasa Hallanda Johanessena, czy Bahrain-Victorious, liczący na Wouta Poelsa. Kolejny zwrot nastąpił pod koniec ostatniego podjazdu, gdy Carapaz i Higuita wyraźnie wzmocnili tempo, ale wtedy tempo w peletonie zaczął w końcu nadawać Ayuso i ostatecznie na szczycie różnica między grupami wynosiła 1 minutę i 50 sekund.

Chwilę później, na drugiej z lotnych premii przewaga uciekinierów jeszcze nieco się zmniejszyła. Tym razem kreskę jako pierwszy przekroczył Higuita, a drugi był Carapaz. Takie samo było za to nazwisko kolarza, który przekroczył linię mety jako trzeci – był to oczywiście Ayuso

Hiszpan nie jechał już jednak w grupie – na zjeździe, prawdopodobnie nieco przypadkowo oderwał się od peletoniku. Gdy zorientował się, co się dzieje, nieco zwolnił i dał się dogonić siódemce faworytów, wśród których nie było jednak jego lidera. Ten jechał w pozostającym 10 sekund z tyłu peletoniku, któremu tempo nadawali kolarze BikeExchange, liczący na swojego sprintera – Kadena Grovesa.

Na dogonieniu Carapaza i Higuity zależało więc niemal wszystkim grupom, a mimo to, na 5 kilometrów przed metą, ci mieli ponad minutę przewagi. Zwycięstwo etapowe któregoś z nich było więc już niemal przesądzone.

Ostatecznie sprinterski pojedynek wygrał Richard Carapaz. Drugi był oczywiście Higuita, a kolejny zawodnik – Kaden Groves mecie zameldował się dopiero 47 sekund później. W klasyfikacji generalnej doszło więc do trzęsienia ziemi. Higuita został nowym liderem, Carapaz zajmuje drugie miejsce, natomiast dotychczas przewodzący stawce Joao Almeida spadł na trzecie miejsce i ma już niewielkie szanse, by wrócić na tron.

Wyniki 6. etapu Volta a Catalunya 2022:

Poprzedni artykułSettimana Coppi e Bartali 2022: Josef Černý z etapem, Eddie Dunbar wygrywa „generalkę”
Następny artykułRichard Carapaz: „Utrzymaliśmy się na czele dzięki dobrej współpracy”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments