6 listopada odbędą się wybory prezesa Polskiego Związku Kolarskiego. Poza obecnym – Krzysztofem Golwiejem – startuje pięciu kandydatów. Chcemy zapytać wszystkich o pomysły na uzdrowienie dramatycznej sytuacji finansowej, plany dotyczące rozwoju dyscypliny i kompetencje do sprawowania tej funkcji. Dzisiaj zapraszamy do przeczytania rozmowy z dr. Grzegorzem Botwiną. 

Dlaczego chce pan zostać prezesem najbardziej zadłużonego związku sportowego w Polsce?

Gdy patrzę na Polski Związek Kolarski z mojej perspektywy, to widzę nie tylko dług. To jest wielka organizacja, która ma bardzo duże problemy z zarządzaniem. Rosnący ciągle dług jest tego następstwem. W mojej ocenie potrzebna jest głęboka reforma organizacyjna. Dług jest, trzeba się nim zająć, a przede wszystkim ustalić, ile on dokładnie wynosi, bo obecny prezes, pan Krzysztof Golwiej, nawet nie jest w stanie tego powiedzieć. PZKol ma według mnie wielki potencjał, który można wykorzystać.

Czy jeśli zostałby pan prezesem PZKol, nawiązałby pan współpracę z ministrem sportu? Co prawda od kilku dni na tym stanowisku zasiadł Kamil Bortniczuk, ale należy się spodziewać, że obietnica pomocy Związkowi złożona przez ministra Piotra Glińskiego jest aktualna.

Współpraca z ministerstwem sportu i z nowym ministrem sportu, panem Bortniczukiem, jest jedynym rozwiązaniem, jakie PZKol ma do dyspozycji. To nie jest kwestia zastanawiania się. Prezes Golwiej przez ostatnie dwa i pół roku roku oprócz tego, że mówił, że coś będzie robił, to nie zrobił w tym obszarze nic. Jeśli ministerstwo chce spłacić długi Związku, to tym bardziej jest potrzebna współpraca. Tylko trzeba się zastanowić, na jakich warunkach miałoby się to odbyć i przypilnować, aby wszystko było zgodne z obowiązującym prawem. Poza tym są też plusy tego, gdyby Centralny Ośrodek Sportu (COS) miał zostać właścicielem Areny Pruszków – chociażby to, że jako jednostka podległa ministerstwu sportu może otrzymywać dotacje inwestycyjne w wysokości 99 proc. wartości inwestycji, co jest niemożliwe dla wszystkich innych podmiotów. Jednak w tej chwili trudno jest mówić o jakichkolwiek konkretnych rozwiązaniach, bo bez audytu nie jesteśmy w stanie nic zrealizować. To, o czym mówi prezes Golwiej w wywiadzie dla Onetu, tzn., że nie jest w stanie zebrać 60 tys. na audyt, jest po prostu śmieszne. Jeśli tak, to powinien dać sobie spokój.

PZKol ma również duże problemy wizerunkowe, co powoduje pewne znaczące trudności chociażby w kontekście pozyskiwania sponsorów. Ostatnio ze współpracy ze Związkiem wycofał się ORLEN i CCC. Jaki ma pan pomysł na poprawę tego?

Na pewno jest to kwestia kluczowa i można ją wbrew pozorom poprawić bardzo szybko, tylko potrzebny jest pomysł. Trzeba zbudować dedykowane oferty sponsorskie. Mówimy chociażby o potencjale kolarstwa szosowego, które w coraz większym wymiarze jest pokazywane w telewizji. Jeśli pokażemy mecenasom liczby, to ich przekonają. Wystarczy spojrzeć na Polski Związek Tenisowy, gdzie nowym prezesem został Mirosław Skrzypczyński. Były tam bardzo wielkie długi i po roku sytuacja jest już o wiele lepsza, bo przyszedł między innymi duży sponsor LOTOS oraz inne przedsiębiorstwa prywatne. Także da się. Wracając do PZKol, to może prezes Golwiej nie chciał rozmawiać ze sponsorami albo sponsorzy nie chcieli rozmawiać z nim. Bo to są rozmowy merytoryczne, trzeba pokazać twarde dane. Sponsoring to przecież jest transakcja handlowa – coś za coś. Teraz w Związku mamy kilku sponsorów – między innymi stroje daje Prinzwear, sponsora odżywek Named Sport, ostatnio wszedł Łowicz. Raz jeszcze podkreślam, że trzeba wykorzystać potencjał, odpowiednio wszystko zaplanować, a potem te plany zrealizować. PZKol ma ustawowe prawo do wizerunku polskich reprezentantów w strojach reprezentacji. To trzeba wszystko wytłumaczyć, bo nie wszyscy wiedzą, jakie mają prawa i obowiązki. To jest cała struktura organizacyjna, której najbardziej brakuje PZKol. Strategia rozwoju polskiego kolarstwa, która została przedstawiona na sejmowej komisji sportu zawierała dwa slajdy… Mówiła, że będziemy budowali przyszłość polskiego kolarstwa na BMX-ie. Niestety to nie jest strategia.

Ma pan stopień doktora i pracuje na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego w Katedrze Teorii Organizacji i Zarządzania. Rozumiem, że chce pan wykorzystać posiadaną przez siebie wiedzę w zakresie zarządzania. A co jeszcze przemawia za pańskimi kwalifikacjami do ewentualnego pełnienia funkcji prezesa PZKol?

Rzeczywiście pracuję na Wydziale Zarządzania UW i specjalizuję się w tematyce zarządzania organizacjami sportowymi. O tym także napisałem swój doktorat. Przez trzy lata pracowałem w Instytucie Sportu, gdzie kierowałem zakładem zarządzania. Tam prowadziłem program Akademia Zarządzania Sportem, gdzie wspieraliśmy menadżerów wszystkich związków sportowych w rozwijaniu ich wiedzy i kompetencji menedżerskich. Stąd dosyć dobrze znam to środowisko związków sportowych. Obecnie zarządzam think-tankiem Institute for Sport Governance, który specjalizuje się w reformach dobrego zarządzania w organizacjach sportowych. Współpracujemy z wieloma organizacjami polskimi oraz międzynarodowymi, w tym z komitetem organizacyjnym IO w Paryżu 2024. Na co dzień pracuję nie tylko teoretycznie, ale także praktycznie.

Trudno się dziwić, że wszyscy koncentrują się głównie na tym, jak poprawić sytuację finansową PZKol, ale są jeszcze inne sprawy, jak na przykład system szkolenia młodych zawodników, stwarzania warunków do treningu, rozwoju itd. Jest to ważne, tym bardziej że ostatnio nie odnosimy zbyt wielu sukcesów w kolarskich dyscyplinach.

W tym przypadku trzeba sobie jasno powiedzieć, że w Polsce nie mamy spójnego szkolenia na każdym etapie rozwoju zawodnika. Żeby kolarze znaleźli się w elicie, najpierw muszą mieć zapewnione odpowiednie warunki do rozwoju na każdym etapie. To musi być ułożony i przemyślany plan na wiele lat. Nie będziemy mieli złotych medalistów IO czy MŚ w ciągu roku czy dwóch lat. Trzeba zastanowić się, w którym momencie zawodnicy najczęściej porzucają swoje kariery. Jeżdżę teraz po regionach i dowiedziałem się, że bardzo dużym problemem są orlicy, a zatem trzeba im stworzyć odpowiednie warunki. Bardzo wielu ludzi odchodzi ze sportu w wieku 19 lat, np. po ukończeniu szkoły średniej. Trzeba coś zrobić, aby juniorzy zostawali w sporcie. Sam miałem podobną sytuację, bo trenowałem lekkoatletykę i w pewnym momencie musiałem wybrać, czy kontynuować karierę, czy pójść na studia. Ostatecznie wybrałem to drugie, bo sport był zbyt niepewny. Trzeba zbudować spójną piramidę szkoleniową, ale to musi być zrobione na podstawie wieloletniego planu i muszą zająć się tym specjaliści – chociażby od treningu.

Ale nie jest to jedyna rola PZKol. Kolejną rzeczą jest na przykład pomaganie w budowaniu oferty dla kibiców w postaci imprez sportowych. Trzeba wykorzystać medialny potencjał kolarstwa, zachęcić kibiców do oglądania, przychodzenia na różne zawody. Według mnie są trzy filary, na których powinien opierać się Związek: to jest sport wyczynowy; kibice, widzowie i rozrywka; oraz sport amatorski, o którym w Związku nikt nie mówi, a szkoda. Spójrzmy, ile osób w Polsce ma rower, ile jeździ na rowerze. Można niewielkimi środkami finansowymi to środowisko zachęcić do jeżdżenia, zwiedzania różnych ciekawych miejsc, co później poskutkuje przyciągnięciem młodzieży do sportu. To robią inne kraje. Tylko znowu – trzeba przedstawić jakąś ofertę, mieć jakiś pomysł.

Jak ocenia pan swoje szanse w wyborach na prezesa PZKol?

Jestem przekonany, że zostanę wybrany. PZKol znajduje się teraz w takim miejscu, że niezbędny jest mu specjalista od zarządzania, który przeprowadzi reformę. Nie widzę, aby którykolwiek z kandydatów posiadał odpowiednią wiedzę i umiejętności, aby to zrobić. Jest to oczywiście wybór delegatów, ale jeśli oni rzeczywiście zdają sobie sprawę z sytuacji, to jest to ostatni dzwonek na zmianę. Jeśli wybrali pana Golwieja, który przez swoją kadencję nie zrobił nic, nie przygotował nawet odpowiedniego dokumentu strategicznego, którego wymaga resort sportu, to wydaje mi się, że drugi raz nie mogą popełnić takiego błędu.

Rozmawiała Marta Wiśniewska

Poprzedni artykułMatthew Holmes i Steff Cras zostają w zespole Lotto Soudal
Następny artykułPowstaje szlak rowerowy „Kasia Niewiadoma – Ochotnica Challenge”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Banananana
Banananana

A ty co zrobiłeś dla polskiego kolarstwa? 😉

Michal
Michal

Tak czy siak po kilku całkiem nieudanych zarządach i prezesach czas na całkowite wywrócenie stolika