Mark Cavendish był jednym z bohaterów tegorocznego Tour de France. W przyszłym roku Brytyjczykowi może być trudno powtórzyć tamten występ.

Kolarz, który w kończącym się sezonie zaliczył spektakularny powrót z zaświatów pojawił się na prezentacji Tour de France. I już na samym początku przedstawiania trasy męskiego wyścigu mógł się uśmiechnąć, przypominając sobie jedną z najpiękniejszych chwil w jego kolarskiej karierze.

To, że wyścig rozpoczyna się w Kopenhadze, gdzie zostałem mistrzem świata, przywołuje wiele pięknych wspomnień. 

– mówił Cavendish.

I niewykluczone, że właśnie w Danii przeżyje również swój drugi wielki dzień. W końcu zwycięstwo na którymkolwiek z etapów zagwarantuje mu przejście do historii. Kilka miesięcy temu odniósł przecież swoje 34. zwycięstwo etapowe w Tour de France, wyrównując rekord Merckxa. Sięgając po kolejne, przebije słynnego Belga.

Niemal na pewno nie stanie się to w Kopenhadze – w końcu to miasto ugości etap jazdy indywidualnej na czas. Trudno może być również drugiego dnia rywalizacji, bo karty może rozdawać wiatr (choć przecież Deceuninck-Quick Step potrafi dobrze radzić sobie w takich warunkach). No ale trzeci, ostatni dzień w Skandynawii może już należeć do niego. Organizatorzy piszą o nim w ten sposób:

Choć trasa etapu nawet przez moment nie oddala się od wybrzeża Półwyspu Jutlandzkiego, kolarze będą zdecydowanie mniej wystawieni na wiatr, niż dzień wcześniej, co powinno ułatwić zadanie sprinterom. Etap przed przenosinami do Francji i pierwszym dniem przerwy powinien być pierwszym starciem najszybszych zawodników na trasie.

Można założyć, że Cavendishowi będzie szczególnie zależeć na załatwieniu sprawy już w Danii. Nie tylko dlatego, że historyczne zwycięstwo w kraju, gdzie 10 lat temu zdobył mistrzostwo świata miałoby dodatkowy urok. Jest też bardziej prozaiczna przyczyna:

Czy widzę wiele szans dla sprinterów? Nieszczególnie – maksymalnie sześć. Jednak biorąc pod uwagę to, co działo się w ostatnich latach, można zakładać, że pewnie 2 z nich mogą zgarnąć kolarze, którzy nie są sprinterami. Dlatego zakładam cztery, może pięć finiszów z peletonu. No ale tak naprawdę wszystko, jak zawsze, będzie zależeć od zawodników

– mówi w rozmowie z CyclingNews sam zainteresowany, który w tym momencie nie wie nawet, gdzie będzie jeździł w przyszłym sezonie.

Jego szef – Patrick Lefevere, zapytany podczas prezentacji o sytuację kontraktową jednej ze swoich największych gwiazd, odpowiedział, że porozumienia jeszcze nie ma. Że owszem, jest blisko, lecz wciąż nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. My mamy jedynie nadzieję że wszystko skończy się dobrze, a Rakieta z Wyspy Man dostanie szansę przynajmniej na swój ostatni wystrzał.

Poprzedni artykuł„Kwiato” wspierał młodzież podczas Toruńskiej Olimpiady Przedszkoli i Szkół
Następny artykułEuropejczycy zasilą Rally Cycling
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
kris
kris

I dobrze. Mało kogo obchodzą sprinty. Gorsze są tylko drużynowe czasówki

Tajfun
Tajfun

Płaskie etapy są po prostu nudne dla przeciętnego widza. A co nudne to złe – takie mamy czasy.

Marcraft
Marcraft

Nie zgadzam się, że drużynowe czasówki są gorsze. Etapy sprinterskie po prostu stworzył szatan.

kris
kris

Na drużynowych czasówkach niektórzy dobrzy górale tracili po 3 minuty zatem były zupełną bzdurą