Primož Roglič (Jumbo-Visma) przystąpi do ostatniego etapu jazdy indywidualnej na czas w hiszpańskiej Vuelcie z 2 minutami i 38 sekundami przewagi nad drugim Masem z Movistaru. Pomimo to podczas wywiadów po dwudziestym odcinku, nie chciał nazwać siebie wirtualnym zwycięzcą wyścigu.
Nie da się ukryć, że Roglič stoi u progu odniesienia trzeciego w karierze zwycięstwa w Wyścigu dookoła Hiszpanii. Jednak przed nim jeszcze „czasówka” i trudno się dziwić, że po doświadczeniach z La Planche des Belles Filles woli dmuchać na zimne. Przypomnijmy, że w sezonie 2020 z kretesem przegrał tam maillot jaune z Tadejem Pogačarem (UAE Team Emirates).
– Nie jestem jeszcze zwycięzcą wyścigu. Wciąż pozostał nam jeden dzień rywalizacji i mając te wszystkie doświadczenia na tego typu etapach, wolę być ostrożny. Oczywiście – zrobię, co w mojej mocy. Zawsze jest jakieś ryzyko, w każdej dziedzinie życia, także w kolarstwie
– mówił na mecie w Mos Słoweniec.
Roglič udzielał w sobotę wywiadów w charakterystycznym dla siebie stylu. Mówił wprost i niezbyt dużo. Na temat niespodziewanego i kontrowersyjnego zarazem wycofania Miguela Angela Lopeza (Movistar) odparł, że „to nie jego problem, więc nie chce o tym rozmawiać”. Nieco więcej z kolei powiedział o samym etapie, który okazał się trudny do przetrwania dla kolarzy walczących w klasyfikacji generalnej.
– Po tym, jak drużyna Ineos postanowiła przewrócić wszystko do góry nogami, etap stał się trudny, jechaliśmy bardzo szybko. Na szczęście miałem wystarczająco dobre nogi, aby do samej mety pozostać z najlepszymi
– dodał Primož Roglič.
Wielki finał tegorocznej La Vuelty to dość długa, bo licząca prawie 34 kilometry czasówki do Santiago de Compostela, miejsca doskonale znanego pielgrzymom. Jej ostatnia część będzie rozgrywana w mieście, dlatego nie zabraknie pułapek technicznych, a ponadto podjazdów i zjazdów.