fot. Bahrain-Victorious

Pierwszy z epickich górskich etapów w Asturii przyniósł tyle emocji, ile obiecywał, a może nawet i więcej. Nie pozostaje więc nic innego jak zamówić w czwartek jeszcze raz to samo, tym razem z diabolicznym bratem Alto de L’Angliru, czyli Alto d’El Gamoniteiru w tle.

Dziś w menu aż 4957 metrów przewyższenia na dystansie zaledwie 162,6 kilometra, co sprawia, że odcinek ten w pełni zasługuje na miano królewskiego etapu tegorocznej edycji Vuelty.

Zupełnie nie dziwi, że uwagę przyciąga głównie wieńczący czwartkową rywalizację i debiutujący na trasie hiszpańskiego wielkiego touru Alto d’El Gamoniteiru, ale wspinaczka tego dnia oficjalnie rozpocznie się już 44 kilometry od goszczącego start Salas, a mniej oficjalnie tuż po opuszczeniu przez peleton tego miasta.

Pierwszą przeszkodą na trasie będzie dziś rozpoczynający się właśnie na 44. kilometrze nieregularny, a przez to jeszcze trudniejszy, niż mówią liczby Puertu de San Llaurienzu (9,9 km; 8,6%). Jest to świetna informacja dla kolarzy chcących walczyć o etapowy triumf z odjazdu dnia, bo powinien on umożliwić oderwanie się mocnej grupie świetnych wspinaczy.

Kolejnym wyzwaniem w czwartek będzie pokonywana w okolicach półmetka Alto de la Cobertoria (7,9 km; 8,6%), na której w 2006 roku triumfował Alexandre Vinokourov, a honory lidera wyścigu pełnił Alejandro Valverde. Złote czasy.

Później najprawdopodobniej nastąpi 35-kilometrowy suspens, podczas którego peleton hiszpańskiego wielkiego touru przejedzie doliną pomiędzy La Polą i La Vegą oraz pokona łatwy na tle pozostałych wyzwań Altu la Sega o del Cordal (12,2 km; 3,8%).

Finał 18. etapu tegorocznej edycji Vuelty to blisko 15-kilometrowa wspinaczka na Alto d’El Gamoniteiru (14,6 km; 9,8%), którego profil z powodzeniem zastępuje tysiąc słów. Należy się więc spodziewać, że niezależnie od granego scenariusza kolarze na metę wpadać będą pojedynczo, a różnice w klasyfikacji generalnej wzrosną.

Oto, co na temat 18. etapu 76. edycji Vuelta a Espana napisaliśmy przed rozpoczęciem wyścigu:

Boli od samego patrzenia. Tylko cztery podjazdy na 162 kilometrach – ale za to jakie! Na początek Puertu de San Llaurienzu (9,9 km; 8,6%) i Alto de la Cobertoria (7,9 km; 8,6%), które faworyci klasyfikacji generalnej bez problemu powinni wytrzymać. Gdyby jednak ktoś z czołówki miał tu problemy, co nie jest wykluczone, rywale mogą podkręcić tempo, by wyeliminować przynajmniej jednego konkurenta na wczesnym etapie.

Po zjeździe z Alto de la Cobertoria i kilkudziesięciu płaskich kilometrach, kolarze rozpoczną wspinaczkę pod Altu la Sega o del Cordal (12,2 km; 3,8%). Można spodziewać się tu pierwszych prób oderwania się od grupy zasadniczej i, na przykład, doskoczenia do stacji przekaźnikowych, które wcześniej jechały w ucieczce. Świetni górale, którzy nieco gorzej jeżdżą na czas, nie będą mieli tu nic do stracenia, więc mogą zagrać va bank.

Etap zakończy się na Alto d’El Gamoniteiru (14,6 km; 9,8%), gdzie kolarze na pewno będą wpadać na metę pojedynczo. Nachylenie tego podjazdu tylko przez 4 kilometry jest mniejsze niż 10%, a to robi wrażenie.

Pogoda

Dziś peleton poruszać się będzie na obrzeżach frontu, który dodatkowo podniósł poziom trudności wczorajszego odcinka. Aura powinna być więc zbliżona, być może opady mniej intensywne.

Faworyci

Ze względu na wczorajsze wysiłki, dzisiejszy etap wydaje się sprzyjającym walce o triumf z odjazdu dnia. 

Wówczas w rolach głównych powinniśmy zobaczyć tych górali, którzy nie liczą się w klasyfikacji generalnej wyścigu, a zatem Damiano Caruso (Bahrain-Victorious), Romaina Bardeta, Michaela Storera (Team DSM), Rafała Majkę, Jana Polanca (UAE-Team Emirates), Geoffreya Boucharda, Clementa Champoussina (AG2R Citroen) czy Juana Pedro Lopeza (Trek-Segafredo).

Sugestie, że Primoz Roglic (Jumbo-Visma) będzie zmęczony wydają się przesadzone, biorąc pod uwagę jego aktualną formę, ale mimo wszystko Movistar czy INEOS mogą zechcieć poddać Słoweńca próbie, co zredukuje szanse harcowników.

W tym scenariuszu fajnie byłoby zobaczyć w akcji kolarzy zajmujących niższe miejsce w klasyfikacji generalnej, a o etapowy triumf mogliby pokusić się świetnie dysponowani Gino Maeder czy Jack Haig (Bahrain-Victorious). Dobrym kandydatem jest też Miguel Angel Lopez (Movistar), który od czasu do czasu lubi sięgać po etapowe triumfu na podjazdach z kategorii epickich.

Smutna prawda jest jednak taka, że Primoz Roglic (Jumbo-Visma) nie oddaje zwycięstw, które ma w zasięgu, a żaden z jego najbliższych rywali nie dorównuje mu obecnie formą. Jeśli komukolwiek zechce je podarować, to być może Seppowi Kussowi (Jumbo-Visma), skoro wczoraj tak ładnie uśmiechali się do siebie na mecie.

Poprzedni artykułKarolina Kumięga w Valcar – Travel & Service
Następny artykułCeratizit Challenge by La Vuelta 2021: Marlen Reusser najlepsza z ucieczki
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Michal
Michal

Wczoraj było wspaniale. Gdyby pogoda dopisała to Majka po raz drugi? Klasyczny etap dla przekaźników pewnie z Movistaru