Nils Politt (BORA-hansgrohe) sięgnął dziś po zwycięstwo na etapie Tour de France. Dla Niemca był to dopiero drugi zawodowy triumf w karierze
Kilkanaście kilometrów po bardzo szybkim starcie od peletonu oderwała się 13-osobowa ucieczka. Główna grupa odpuściła harcowników na ponad 10 minut i było pewne, że zwycięzca dzisiejszego etapu jedzie w czołówce. Wśród kolarzy, którym udało się oderwać od peletonu, był Nils Politt z ekipy BORA-hansgrohe.
Niemiec był najaktywniejszy spośród wszystkich uciekinierów – to on kilkukrotnie inicjował ataki. Ostatni z nich miał miejsce na 12 kilometrów do mety, gdy zostawił on za swoimi plecami Imanola Ervitiego (Movistar Team) i Harry’ego Sweeny’a (Lotto Soudal). Politt samotnie pognał do mety i nie dał się dogonić.
– W odjeździe jechało kilku szybkich zawodników i sprinterów i wiedziałem, że muszę atakować, by uczynić ten wyścig trudniejszym. Po pierwszym ataku odjechaliśmy w czwórkę. Później dyrektor sportowy powiedział mi, że teraz (na ostatnim podjeździe) mam ostatnią szansę, więc znowu zaatakowałem
– mówił po etapie Nils Politt.
Być może Niemiec w ogóle nie znalazłby się w ucieczce dnia, gdyby nie wycofanie się Petera Sagana, który musiał opuścić Tour de France z powodu kontuzji kolana.
– Wycofanie się Petera zmieniło trochę naszą taktykę. Od razu po starcie były ranty, a po nich utworzyła się ucieczka. Czułem się dobrze w ostatnich dniach i chciałem dać dziś z siebie wszystko. Zwycięstwo na etapie Tour de France to coś niewiarygodnego
– dodał Politt.