Fot. Ineos Grenadiers

To już ostatnia prosta w 104. edycji Giro d’Italia, która w przypadku środowego etapu przybierze kształt bardzo interesującej krzywej. Będą zjazdy Val di Fassa i Doliną Adygi, będą kolejno zostawiane za plecami Marmolada, Passo Pordoi i Monte Bondone, których organizatorzy litościwie postanowili nie uwzględniać w programie dnia, będzie rzut oka na kuszącą błękitami Gardę, ale na lody w Rivie tym razem zabraknie czasu. 

Finał dzisiejszego odcinka zostanie rozegrany bowiem na podjazdach, którym wysokości i punktów prestiżu do wyżej wymienionych brakuje całkiem sporo, ale w tym drugim aspekcie być może już dziś zaczną pracować na swoje zasłużone miejsce na kartach włoskiego wielkiego touru.

Środowy etap na tle poniedziałkowego tappone miał być niepozorną zasadzką, na którą bardziej doświadczeni w wielkotourowych bojach kolarze złapią młodych-zdolnych. Nieco rujnująca te przewidywania prawda jest taka, że większość kandydatów do jej zorganizowania albo się wykruszyła, albo wykazuje zbyt duże niedostatki formy, by odegrać tak kluczową rolę, choć radykalne skrócenie przejażdżki po Dolomitach znaczenie dzisiejszej rozgrywki tak czy inaczej winduje.

Wszystko, co ze sportowego punktu widzenia jest najlepsze w trasie o długości 193 kilometrów i przewyższeniu 3704 metrów, znajduje się na finałowych 55 kilometrach, a będzie to pętla po położonym na wschodnim brzegu Jeziora Garda paśmie Prealpi Gardesane, ze wspinaczką na Passo di San Valentino (14,8 km, śr. 7,8%, max. 14%) i Sega di Ala (11,2 km, śr. 9,8%, max. 17%).

Warto na moment zatrzymać się przy wieńczącym dzisiejszą rywalizację podjeździe, którego znakiem rozpoznawczym są stromizny i bardzo ciasne serpentyny Sega di Ala zadebiutuje dziś na trasach Giro d’Italia, ale entuzjastom kolarstwa śledzącym Giro del Trentino aka Tour of the Alps powinien być znany z 2013 roku, kiedy zwyciężał tam Vincenzo Nibali. A jeśli nie pamiętacie tego, z pewnością widzieliście filmik z Bradleyem Wigginsem w roli głównej, który z niewymuszoną elegancją godną brytyjskiego szlachcica właśnie tam rzucił swoim odmawiającym współpracy Pinarello.

Z tego bardziej sentymentalnego punktu widzenia, Giro d’Italia odwiedzi dziś wiele miejsc, które były punktami docelowymi naszych zimowych i letnich migracji. Środowy etap będzie więc powrotem do tego domu, który koronawirus oddalił w czasie i odsunął w teoretycznie niezmienionej przestrzeni.

Oto, co na temat 17. etapu Giro d’Italia 2021 napisaliśmy przed rozpoczęciem wyścigu:

Etap 17, 26 maja: Canazei > Sega di Ala (193 km)

Odcinek otwierający ostatni tydzień 104. edycji włoskiego wielkiego touru to dobry moment, by porozmawiać o etapach, na których przegrywa się Giro d’Italia. Bo to dziś. Pierwszy powód jest taki, że nie każdy kolarz jest w stanie wejść na odpowiednio wysokie obroty po dniu wolnym od pracy. Drugi, że na tle ikonicznych przełęczy Dolomitów wytyczona na środę trasa wygląda na tyle niewinnie, że aż chce się uwierzyć, że nie wydarzy się nic złego. Zjazdy z Canazei, przyjemny wiatr popychający peleton przez dolinę Adygi, hipnotyzujący zapach Lago di Garda, a później Passo di San Valentino (14,8 km, śr. 7,8%, max. 14%), Sega di Ala (11,2 km, śr. 9,8%, max. 17%) i 5 minut w plecy w klasyfikacji generalnej. Ostrzegałam.

Pogoda

Będzie sucho, ciepło i słonecznie. Jak przystało na Gardę i Trentino.

Faworyci

Etapy rozgrywane w tych okolicach zazwyczaj wpadają do kategorii zbyt łatwych dla najlepszych zawodników klasyfikacji generalnej i zbyt trudnych dla sprinterów, co czyni je idealnymi dla ucieczki. Prawdą jest, że w tej konkretnej edycji Giro d’Italia większość dotychczas rozegranych była taka, ale z tym dzisiejszym jest pewien problem. Zjazdy rozpoczynają się zaraz po starcie, co z punktu widzenia zawodników chcących zabrać się w odjazd dnia jest w zasadzie najgorszym scenariuszem. Jest bardzo możliwe, że w swojej finalnej wersji uformuje się on dopiero na krótkim podjeździe do Sveseri, ale po nim nastąpią kolejne zjazdy i długi odcinek wiodący doliną Adygi. O sukcesie lub porażce harcowników zadecyduje więc dziś nastrój pozostającego za ich plecami peletonu.

Mimo tych zastrzeżeń, jeśli 104. edycja włoskiego wielkiego touru czegokolwiek mnie nauczyła, to tego, że nie powinnam stawiać przeciwko uciekinierom. W dzisiejszym odjeździe na tym etapie rozgrywania wyścigu spodziewam się już zobaczyć stałych uczestników tego typu akcji, czyli Geoffreya Boucharda (AG2R Citroen), Bauke Mollemę (Trek-Segafredo), George’a Bennetta, Koena Bouwmana (Jumbo-Visma), Davide Formolo, Alessandro Coviego (UAE-Team Emirates), Antonio Pedrero, Dario Cataldo (Movistar) czy Lorenzo Fortunato (EOLO-Kometa). 

W klasyfikacji generalnej powinien być utrzymany względny status quo, czyli Egan Bernal (INEOS) sięgnie po kolejny etapowy triumf, jeśli nadarzy się taka szansa, a za jego plecami powinna toczyć się walka o pozostałe miejsca na podium pomiędzy Damiano Caruso (Bahrain-Victorious), Hugh Carthym (EF Education-Nippo), Aleksandrem Vlasovem (Astana-Premier Tech), Simonem Yatesem (BikeExchange) i Giulio Ciccone (Trek-Segafredo).

Poprzedni artykułGiro d’Italia 2021: Remco Evenepoel pomoże Joao Almeidzie w trzecim tygodniu
Następny artykułVuelta a Espana 2022 ruszy z Utrechtu
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments