fot. Cofidis, Solutions Credits

Powoli zbliża się koniec najbardziej intensywnej wiosny w karierze Szymona Sajnoka. Kolarz Cofidisu podzielił się z nami wrażeniami ze swoich dotychczasowych startów w nowym zespole.

Początek występów w francuskiej ekipie nie jest dla 23-latka łatwy. Zawodnik, który jeszcze kilka miesięcy temu występował w CCC Team, swoją przygodę w nowym zespole rozpoczął już w lutym startem w Tour de la Provence, a w ciągu kolejnych kilkudziesięciu dni wystąpił w aż ośmiu klasykach. Wszystkie, z wyjątkiem Kuurne-Bruksela-Kuurne, ukończył, jednak jego najlepszym wynikiem było przeciętne 15. miejsce w Grote Prijs Jean-Pierre Monsere.

Wiem, że nie pokazałem na razie niczego specjalnego, myślałem, że będę wyglądał trochę lepiej. Wciąż mam z tyłu głowy to zarażenie koronawirusem z Tirreno-Adriatico. Poza tym przed sezonem zmieniłem zespół i to też może mieć jakiś wpływ na moje wyniki. Nawet nie chodzi o atmosferę – ta jest w porządku, jakoś dogaduję się z nowymi kolegami, spędzamy razem dużo czasu. Po prostu wszystko jest dla mnie nowe i jeszcze nie zdążyłem się w tym odnaleźć. To, że w tych ostatnich klasykach nie wychodziło mi zbyt wiele wynika głównie z kwestii psychicznych. Muszę odblokować swoją głowę i będzie dobrze

– mówił Sajnok.

Jego słabsze rezultaty nie zawsze wynikały z roli w zespole. W niektórych wyścigach musiał wprawdzie wspomagać innych liderów, ale też dostał kilka szans na to, by samemu powalczyć o dobry wynik. Niestety z różnych względów nie był w stanie wykorzystać żadnej z nich.

Dostawałem od zespołu liczne okazje, ale niestety za każdym razem coś szło nie tak. Raz na przykład trochę przespałem moment, w którym od peletonu oderwał się około 30-osobowy odjazd. Na którymś brukowanych podjazdów byłem na zbyt odległej pozycji, nie zdążyłem zareagować no i duża szansa uciekła. Generalnie w większości przypadków o niepowodzeniu decydowały jakieś głupie błędy.

Część z nich mogła wynikać z tego, że Polak już od bardzo dawna nie ścigał się po bruku. W zasadzie ostatni poważny kontakt z tego rodzaju nawierzchnią miał… dwa lata temu podczas wyścigu Dwars door Vlaanderen. Ani w naszym kraju, ani w Hiszpanii, gdzie zdarza mu się trenować, nie ma zbyt wielu brukowanych odcinków, mogących konkurować z tymi, znajdującymi się we Flandrii, czy na Paryż-Roubaix. 

Kolarz Cofidisu może się więc “uczyć bruków” tylko poprzez starty w zawodach, a w zeszłym roku nie miał takiej możliwości – gdy się one odbywały, to albo leczył kontuzję (nabawił się jej podczas Tour Down Under), albo przebywał na kwarantannie (złapał koronawirusa podczas Tirreno-Adriatico). Dlatego można rozumieć, że potrzebował czasu, by na nowo oswoić się z wyścigami tego typu. 

Początki były trudne, bo też dawno nie ścigałem się na brukach, no ale wraz z kolejnymi wyścigami, a trochę ich już w tym roku przejechałem, było coraz lepiej. Podczas ostatnich startów, czułem się już naprawdę komfortowo. Żałuję tylko, że za każdym razem jakieś drobne błędy, często wynikające ze złego ustawienia w peletonie, decydowały o niepowodzeniu. Mam jednak nadzieję, że teraz może być już tylko lepiej.

– wierzy Sajnok, którego w czasie brukowanej kampanii czeka jeszcze tylko jeden start.

Jego ostatnim wiosennym celem będzie Scheldeprijs, w którym będzie wspomagał Elię Vivianiego (o ile ten zdoła dojść do siebie po kraksie w Dwars door Vlaanderen) lub dostanie wolną rękę. Początkowe plany mówiły, że wystąpi także w swoim wymarzonym wyścigu – Paryż-Roubaix, jednak odwołanie go sprawiło, że młody kolarz zakończy swoją flandryjską kampanię o kilka dni wcześniej.

Kwiecień będę miał luźniejszy, choć w połowie tego miesiąca jadę do Gent na takie mniejsze zawody torowe. Na szosę wrócę w maju

– zapowiada. 

Dobra regeneracja będzie dla polskiego kolarza o tyle istotna, że maj będzie kolejnym intensywnym miesiącem. Nie wystartuje co prawda w Giro d’Italia, ale za to czekają go wtedy cztery inne wyścigi: Eschborn-Frankfurt, Cztery Dni Dunkierki, GP Marcel Kint oraz Boucles de la Mayenne.

Tamten okres może być dla niego ważny także pod kątem przygotowań do Igrzysk Olimpijskich w Tokio, o udział w których wciąż walczy z kilkoma innymi zawodnikami. Niestety pandemia i związane z nią decyzje organizatorów nieco skomplikowały jego plany.

Miałem startować w Pucharze Świata w Newport (22-25 kwietnia), ale niestety te zawody zostały odwołane. Kolejne będą w Hongkongu (13-16 maja) i w Kolumbii (3-6 maja), co trochę komplikuje moją sytuację. W tym samym okresie mam też wyścigi szosowe, a takie dalekie wyjazdy utrudniają przygotowania i mogą wpływać na moją formę. Muszę się poważnie zastanowić nad tym, co zrobić, żeby jakoś pogodzić obie dyscypliny

 – mówi Polak.

Starty na torze są również jedną z przyczyn, dla których Sajnok wciąż musi poczekać na swój debiut w Tour de France. Podobnie jak Elia Viviani będzie w czasie trwania wyścigu skupiać się na przygotowaniach do Igrzysk. Niestety z podobnych względów bardzo wątpliwy jest także jego start w naszym narodowym tourze.

Jeśli wezmę udział w Igrzyskach, to raczej nie będę miał możliwości startu w Tour de Pologne (9-15 sierpnia), ponieważ Madison kończy się na dwa dni przed tym wyścigiem. Ale nawet jeśli nie pojadę do Tokio, to prawdopodobnie i tak odpuszczę start w Polsce. Niestety nasz wyścig pokrywa się z Vuelta a Espana (14 sierpnia – 5 września). Na początku sezonu myślałem, że wolałbym startować w Tour de Pologne, ale teraz chyba bardziej kusi mnie ta Vuelta. Takie trzy tygodnie ścigania mogłoby dobrze zrobić mojemu organizmowi

– zwraca uwagę zawodnik z Kartuz, liczący zapewne na to, że tegoroczny hiszpański wielki tour będzie dla niego równie udany, jak w 2019 roku, gdy zameldował się na podium ostatniego etapu. Do tamtego wyścigu zostało jednak kilka miesięcy – miejmy nadzieję, że do tego czasu zdoła w pełni zaaklimatyzować się w nowej drużynie.

Poprzedni artykułDiego Ulissi wrócił do ścigania
Następny artykułMooiste, czyli najpiękniejsza – zapowiedź Ronde van Vlaanderen 2021
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments