fot. ASO / Fabien Boukla

Siódmy etap Paryż – Nicea nie był najszczęśliwszym dla Gino Madera. Szwajcar przyjął końcową porażkę z pokorą, przyznając, że przed nim jeszcze sporo pracy.

Końcówka królewskiego etapu Paryż – Nicea bez wątpienia była jedną z bardziej specyficznych. Choć jeszcze 300 metrów przed metą wydawało się, że Gino Mader może być pewny zwycięstwa, do akcji wkroczył Primoz Roglic, wyprzedzając Szwajcara 25 metrów przed kreską. Zawodnik ekipy Bahrain – Victorious przyjął jednak porażkę z pokorą.

Oczywiście, kiedy 20 metrów przed metą wyprzedza się latający Słoweniec, czujesz złość i rozczarowanie. Kiedy jednak emocje opadły mogę przyznać, że było to naprawdę świetne doświadczenie, być w końcówce częścią rywalizacji najsilniejszych zawodników w peletonie. Nie mogę być wściekły. Roglic to wielki mistrz, a cechą mistrzów jest potrzeba wygrywania. Oczywiście wolałbym, aby dał mi odnieść zwycięstwo, ale nikt nie może wymagać tego od rywala

– powiedział Mader po zakończeniu rywalizacji.

Mimo ostatecznej porażki, królewski etap Paryż – Nicea był kolejnym, na którym Mader udowodnił swoje niemałe umiejętności w jeździe po górach. To z kolei może pozwolić mu w niedalekiej przyszłości wypracować sobie silniejszą pozycję w peletonie.

Poprzedni artykułTadej Pogačar: „Chciałem zaatakować, by jechać własnym tempem”
Następny artykułPrzegląd komponentów rowerowych Cadex
Dziennikarz z wykształcenia i pasji. Oprócz kolarstwa kocha żużel, o którym pisze na portalu speedwaynews.pl. W wolnych chwilach bawi się w tłumacza, amatorsko jeździ i do późnych godzin nocnych gra półzawodowo w CS:GO.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Zenon
Zenon

kolarstwo to nie piłka nożna i to jednak inna kultura, nic mu to zwycięstwo nie dało, a dzisiaj pech i cały wyścig przegrany, może by go nie było gdyby dzień wcześniej, aż tak bardzo nie „musiał” wygrać… to nie złośliwość, ale sama taka myśl się nasuwa