fot. BORA-hansgrohe

Cesare Benedetti przygotowuje się nad jeziorem Garda do swojego 12. sezonu w barwach BORA-hansgrohe (wcześniej NetApp Endura). Z Włochem porozmawialiśmy m.in. o przebiegu poprzedniego, szalonego sezonu, a także o celach na ten rok.

2020 chyba już na zawsze będzie się kojarzył nam z koronawirusem. Pandemia spowodowała, że odwoływane lub przekładane na kolejny rok były największe sportowe imprezy – od tenisowego Wimbledonu, przez piłkarskie mistrzostwa Europy, aż po Igrzyska Olimpijskie. A jednak kolarstwo poradziło sobie z pandemią całkiem nieźle. Wprawdzie wiele zespołów popadło w kłopoty finansowe, ale ostatecznie niemal wszystkie najważniejsze wyścigi udało się przeprowadzić.

Jestem dumny z kolarstwa. Chyba żaden inny sport nie poradził sobie z pandemią tak dobrze jak nasz. Pomimo tych wszystkich kłopotów, daliśmy sobie radę – udało się zorganizować niemal wszystkie najważniejsze wyścigi – od Tour de France, po monumenty i mistrzostwa świata. Zostały stworzone bardzo szczegółowe procedury, które trochę utrudniały nam życie, ale też zapewniały w miarę bezpieczne przeprowadzenie zawodów

– powiedział Benedetti na początku naszej rozmowy.

Kolarz BORA-hansgrohe jest jednym z symboli roli pomocnika. Odkąd jego zespół trafił do World Touru, trudno znaleźć wyścig na którym miałby inne zadania niż pomoc któremuś z bardziej znanych kolegów z zespołu (choć w 2018 roku zajął 3. miejsce w nieźle obsadzonym Okolo Slovenska). 

Mimo to czasem udaje mu się zabierać w ucieczki – tak było m.in. półtora roku temu, gdy wygrał etap Giro d’Italia, pokonując na finiszu Eddiego Dunbara i Damiano Caruso. Zwycięstwo to bardzo ucieszyło jego drużynę, ponieważ 33-latek jest osobą bardzo lubianą, jednak nie zmieniło jego pozycji w niej.

Wciąż jedynych szans dla siebie mogę szukać w ucieczkach – być może tylko czuję nieco większą pewność siebie niż wcześniej. Tyle że wiem, że moim głównym zadaniem jest pomaganie liderom.

– mówi.

Niestety w zakończonym niedawno sezonie nie miał zbyt dużych szans na to, by w oprócz wsparcia udzielanego kolegom z zespołu, powalczyć też o drugi etapowy triumf w Giro d’Italia. Wprawdzie wziął udział we włoskim wyścigu, wyjątkowo odbywającym się nie w maju, a w październiku, ale tam sytuacja wyglądała zdecydowanie inaczej niż w 2019.

Tym razem we Włoszech mieliśmy nie tylko Rafała Majkę, ale też Sagana. Było więc dużo pracy, a na dodatek trudniej było mi się zabierać w odjazdy. Inne ekipy nie chciały puszczać kolarzy od nas do przodu, ponieważ doskonale wiedziały, na co stać Petera – zresztą miały rację, bo ten właśnie dzięki ucieczce wygrał etap do Tortoreto

– mówi i dodaje:

Jestem w miarę zadowolony ze swojej postawy, choć nie tak, jak w zeszłym roku. Wtedy, podczas Giro d’Italia bardzo mocno pomagałem Rafałowi w górach, teraz było trochę inaczej. Owszem robiłem to, co kazali mi szefowie zespołu, ale zakres moich obowiązków na podjazdach był zdecydowanie mniejszy niż poprzednio. Podczas wspinaczek naszemu liderowi pomagali głównie Paweł Poljański i Matteo Fabbro. Inna sprawa, że ja nie czułem się tak dobrze, jak w 2019, więc pewnie nie mógłbym pracować tak, jak wtedy.

Pochodzący z południowego Tyrolu kolarz nie miał żadnych problemów z tym, by porozumieć się z Majką lub Poljańskim, ponieważ sam mieszka obecnie w Gliwicach, a jego żona jest Polką. Niestety, ten pierwszy postanowił odejść do UAE Team, a drugi zakończył karierę kolarską, by zająć się budową domów. Doświadczony zawodnik doskonale rozumie decyzje obu Polaków – zwłaszcza tę “Zgreda”, który jego zdaniem nie powinien mieć żadnych kłopotów z odnalezieniem się w nowym środowisku.

“Poljan” już podczas Giro d’Italia przebąkiwał coś o odejściu, więc nie byłem jego decyzją specjalnie zaskoczony. Naprawdę go rozumiem i jednocześnie wiem, że teraz i tak ma sporo rzeczy do roboty. Nie dziwi mnie też  decyzja Rafała. On ma mentalność południowca. Świetnie dogaduje się z kolarzami z Hiszpanii, Portugalii czy z Włoch, a w UAE jest takich wielu, więc myślę, że transfer do tego zespołu to dobry ruch. Mimo wszystko trochę żałuję, że odchodzi. Był dobrym liderem. Nie tylko niemal zawsze kończył wyścigi z solidnymi wynikami, ale też swoimi żartami wprowadzał do zespołu bardzo dobrą atmosferę. Dobrze się dla niego pracowało. No ale cóż, takie jest życie, teraz po Polsku mogę rozmawiać w zespole jedynie z Maćkiem Bodnarem i z członkami sztabu

– powiedział kolarz, przy którego nazwisku którego również może pojawić się za jakiś czas polska flaga. W 2018 roku zdał egzamin z języka polskiego, a rok później zakończył procedurę składania wniosku o obywatelstwo, więc teraz pozostało mu już tylko liczenie na to, że wszystko zakończy się na tyle szybko, by mógł startować w którymś z wyścigów jako Polak.

Wciąż czekam, ale pandemia bardzo spowalnia cały proces. Wciąż jednak wierzę, że w końcu dostanę paszport i będę mógł jeszcze pojechać na jakiś wyścig jako kolarz, przy którego nazwisku jest biało-czerwona flaga. Mam jeszcze dwuletni kontrakt z Borą i myślę, że po jego wygaśnięciu mogę pozostać w peletonie na kolejne dwa sezony. Zostało mi więc jeszcze trochę czasu – liczę, że wystarczająco dużo, by wyrobić się ze wszystkimi formalnościami

– mówi.

To jednak dopiero melodia przyszłości. W tym momencie 33-latek skupia się na kolejnym sezonie. Choć jak na razie koronawirus torpeduje plany organizatorów kolejnych wyścigów, (odwołano już m.in. klasyki na Majorce, od których Benedetti miał rozpocząć sezon, a także inne styczniowe wyścigi – Vuelta a San Juan i Tour Down Under), to wszystko wskazuje na to, że dla oczekującego na polski paszport Włocha pierwsza część przyszłego sezonu będzie dość intensywna.

Rozpocznę ściganie w Murcji, a potem czeka mnie start w Clasico de Almeria. Później wezmę udział w UAE Tour i zadebiutuję w Paryż-Nicea. Zwykle początek marca oznaczał dla mnie start w Tirreno-Adriatico, teraz to się zmieni i cieszę się, że nawet w moim wieku wciąż można poznawać nowe wyścigi. Moje kolejne cele to: Milano-San Remo, ardeńskie klasyki i Wyścig Dookoła Kraju Basków – jeśli w nich pokażę dobrą dyspozycję, to być może znów załapię się do składu na Giro d’Italia

– zakończył.

 

Plan Cesare Benedettiego na pierwszą część sezonu 2020:

12-13 lutego – Vuelta a Murcia

14 lutego – Clasica de Almeria

21-27 lutego – UAE Tour

7-14 marca – Paryż-Nicea

20 marca – Milano-San Remo

5-10 kwietnia – Wyścig Dookoła Kraju Basków

18 kwietnia – Amstel Gold Race

21 kwietnia – Strzała Walońska

25 kwietnia – Liege-Bastogne-Liege

 

Poprzedni artykułMads Pedersen: „Podczas lockdownu nauczyłem się, że każdy wyścig może być tym ostatnim”
Następny artykułNairo Quintana: „Jestem zainteresowany startem w Giro d’Italia”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments