fot. Casa Dorada

Pochodząca z Barczewa na Warmii Małgorzata Jasińska ma za sobą pierwszy sezon w barwach nowo powstałej hiszpańskiej drużyny Casa Dorada. W 2020 roku zgromadziła 15 dni wyścigowych, ścigając się m.in. w Giro Rosa oraz w mistrzostwach Polski, Europy i świata. W rozmowie z olsztyńskim radiem UWM FM opowiadała, co się w tym czasie udało, a co nie poszło po jej myśli. 

Na liście wyścigów, w jakich w minionym sezonie wystartowała Małgorzata Jasińska znajdują się wszystkie imprezy mistrzowskie (Polski, Europy i świata), prestiżowa kobieca „etapówka” Giro Rosa, a także chociażby Madrid Challenge by La Vuelta. Pomimo to – jak mówi – czuje niedosyt ścigania.

– Z mojego punktu widzenia wyścigów było za mało. Moja ekipa nie startowała we wszystkich, jakie znalazły się w kalendarzu Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI). Kończąc sezon w Madrycie czułam niedosyt, ponieważ noga dopiero zaczęła się rozkręcać. Z niecierpliwością czekam już na kolejny sezon, a ten mam nadzieję szybko zapomnieć.

Trzykrotna mistrzyni Polski i multimedalistka tej imprezy przyznała także, że wszystkie obostrzenia związane z pandemią koronawirusa oraz obowiązkowe i częste zarazem testy były małym utrudnieniem.

– To było dla mnie zderzeniem z rzeczywistością, ponieważ zawsze, gdy spotykałam się po jakimś czasie ze znajomymi, to były uściski itp., a teraz jednak każdy starał się zachowywać dystans i czuć było napięcie. Każdy z nas nie wiedział do końca jak się zachowywać w stosunku do innych drużyn. Natomiast co do testów, to niekiedy było to uciążliwe, ponieważ musieliśmy je wykonywać na sześć dni przed startem i na trzy dni przed startem, a nie zawsze łatwo było znaleźć miejsce, gdzie takie testy są przeprowadzane. Następnie trzeba było czekać na wyniki, które nie zawsze dochodziły na czas i było to kolejnym powodem do stresu.

W trakcie sezonu Jasińska niejednokrotnie musiała mierzyć się z krytyką skierowaną w stronę jej osoby. Była ona spowodowana brakiem zwycięstw i czołowych miejsc, jednak – jak mówi – sytuacja ta była efektem splotu różnych wydarzeń i sam fakt, że ukończyła sezon, a nawet to, że kontynuuje kolarską karierę, jest jej sukcesem.

– W życiu sportowca przewija się wiele rzeczy i wiele zdarzeń, które mają wpływ na jego formę. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale myślę, że 99 proc. zawodniczek, gdyby miało taki sezon jak ja, skończyłoby karierę. Nie chciałabym wchodzić w szczegóły, ale jeśli każdy znałby dokładnie moją sytuację, w jakiej znalazłam się w tym roku, to wiedziałby, że to, iż jeszcze jeżdżę jest moim sukcesem.

Jednym z wydarzeń, które znacząco pokrzyżowało plany Małgorzaty Jasińskiej w sezonie 2020 była kraksa w Giro Rosa, którą… spowodował sędzia wyścigu.

– Na jednym z ostatnich etapów tego wyścigu, na zjeździe, który następował po bardzo wymagającym podjeździe jechałam w pierwszej, około trzydziestoosobowej grupie. Peleton był rozciągnięty, następnie był zakręt w prawo, mała „hopka” i wiadukt, na którym znajdowałam się na ostatniej pozycji. No i znienacka od tyłu wjechał we mnie samochód sędziego. Upadłam na ziemię i w pierwszym momencie myślałam, że połamałam miednicę, ale po chwili lekarz powiedział, że nie mam nic złamane i kazał mi wsiadać do karetki. Ja jednak chciałam kontynuować wyścig i ukończyłam etap, ale później okazało się, że jednak muszę udać się do szpitala, ponieważ uderzenie było na tyle silne, że muszę przejść badania kontrolne. Miało mnie to wykluczyć z kolarskiego życia na piętnaście-dwadzieścia dni, ale zdecydowałam się wrócić na rower już po zaledwie kilku dniach.

Nie dość, że kolarka z Barczewa wróciła na rower szybciej niż miała, to jeszcze dała się namówić, by de facto z kontuzją wziąć udział w wyścigu o mistrzostwo świata w Imoli.

– Mój trener nie był przychylny temu, abym wystartowała w mistrzostwach świata. Do tej decyzji skłonił mnie trener kadry, ponieważ inne zawodniczki nie miały zrobionych testów na koronawirusa. Odczekałam z decyzją kilka dni, ponieważ nie wiedziałam, jak będę czuła się na rowerze. Podczas wyścigu o mistrzostwo świata nie czułam się najlepiej, ale jak powiedział mi mój trener personalny, już samo to, że ukończyłam ten wyścig jest dla mnie sukcesem.

Za Jasińską debiutancki sezon w barwach nowej dla niej, a także dla kobiecego peletonu hiszpańskiej drużyny Casa Dorada. Początkowo były problemy z rejestracją i z uzyskaniem licencji, ale ostatecznie wszystko dobrze się skończyło i ekipa zadebiutowała pod koniec lipca w baskijskich klasykach. Co o swoim nowym pracodawcy uważa Jasińska?

– Moi dyrektorzy sportowi Iñigo Cuesta i Joaquin Novoa są dobrymi ludźmi i dobrze nam się z nimi współpracuje. Podczas Giro Rosa miałam kraksę i nie ukończyłam wyścigu, ale pomimo to mogę powiedzieć, że po raz pierwszy od dziesięciu lat dobrze się na tym wyścigu czułam psychicznie i cieszyłam się, że w nim jadę. Być może wyniki nie były super, ale cieszyłam się jazdą na rowerze. W grupie panuje dobra atmosfera i mam nadzieję, że w przyszłym sezonie wszystko będzie bardzo stabilne, i że będziemy mogli skorzystać z tego dotarcia się i doświadczenia pierwszych wspólnych wyścigów. Miejmy nadzieję, że wszystko będzie na dobrej drodze, aby ta ekipa stała się naprawdę dobra.

Pełnego wywiadu z Małgorzatą Jasińską można wysłuchać TUTAJ.

Poprzedni artykułWypadek z udziałem motocykla policyjnego podczas amatorskiego wyścigu w Australii
Następny artykułGeraint Thomas miał kraksę podczas treningu
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments