Obecny mistrz Belgii w jeździe indywidualnej na czas jest jednym z faworytów mistrzostw świata w Imoli, zarówno w „czasówce”, jak i w wyścigu ze startu wspólnego. Zawodnik Jumbo-Visma pozostaje, jednak spokojny przed swoim debiutem na szosowych mistrzostwach świata elity mężczyzn.
Wout van Aert od wznowienia sezonu po „pandemicznej przerwie” jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym kolarzem w światowym peletonie. 26-latek od tego czasu wygrywał między innymi Strade Bianche, Mediolan-San Remo, dwa etapy Tour de France i wykonywał fenomenalną pracę na rzecz Primoža Rogliča podczas „Wielkiej Pętli”. Jak przyznaje sam zainteresowany prezentowana przez niego forma i rezultaty, które uzyskał dają mu wiele spokoju przed zbliżającymi się startami na torze Enzo i Dino Ferrariego.
Nie nakładam na siebie zbyt dużej presji. Mój sezon do tej pory jest fantastyczny, z kilkoma nieprawdopodobnymi zwycięstwami. Ten sezon nie będzie dla mnie zły, jeśli w tym tygodniu nie zdobędę tytułu mistrza świata. Sądzę, że mam trochę mniejsze szanse w wyścigu ze startu wspólnego niż w „czasówce”, ponieważ jest tam znacznie więcej czynników zewnętrznych, ale z drugiej strony myślę, że moje przygotowania do startu wspólnego były lepsze
– stwierdził reprezentant Belgii w rozmowie ze Sporzą.
Stosunkowo krótka licząca sobie 31,7-kilometra jazda indywidualna na czas, jak na tej rangi imprezę nie przeszkadza kolarzowi Jumbo-Visma. Co więcej według samego Belga trasa „czasówki” jest pod niego skrojona.
Jest to jazda na czas, w której będzie liczyć się czysta siła, więc jest to dla mnie dobra informacja. Natomiast jeśli chodzi o długość „czasówki”, to też jest według mnie w porządku
– zakończył van Aert.