Greg Van Avermaet od kilku dni przebywa w ojczyźnie. Belg jest jednym z bardzo wielu kolarzy, którym koronawirus mocno pokrzyżował plany.
Pierwotne założenia Belga były bardzo ambitne – po belgijskich klasykach na początku sezonu miał wyjechać na Półwysep Apeniński by wystartować kolejno w: Strade Bianche, Tirreno-Adriatico i Mediolan-San Remo.
Jednak te wyścigi zostały przełożone już wiele dni temu, więc Van Avermaet wraz z kolegami z drużyny pojechał na zgrupowanie do Sierra Nevada. Dwa dni temu zostało ono jednak przerwane, a lada moment zmianie mogą ulec jego kolejne plany startowe, ponieważ kwestią czasu wydaje się przeniesienie na termin nieokreślony najważniejszych tegorocznych celów Belga – Paryż-Roubaix i Ronde van Vlaanderen.
W normalnej sytuacji byłbym teraz we Włoszech i startowałbym w Tirreno-Adriatico, ale jestem w domu. W piątek wróciłem ze Sierra Nevada i czekam na rozwój wypadków. Poza tym staram się przestrzegać zaleceń rządu, przebywam w domu tak długo, jak to możliwe i ograniczam kontakty z innymi ludźmi. Sytuacja nie jest łatwa, ale wszyscy przeżywamy to samo. W takich chwilach są rzeczy ważniejsze niż sport
– mówił belgijskiej Sporzy.
Oczywiście to sprawia, że Belg musi przedefiniować swoje cele i zmienić okres, w którym będzie się znajdować u szczytu formy. Znacznie większego znaczenia nabiorą igrzyska olimpijskie, które są zaplanowane na lipiec. Natomiast kolejny szczyt formy Van Avermaeta powinien przyjść jesienią.
Mam nadzieję, że igrzyska się odbędą. Myślę, że to będzie jeden z moich głównych celów. Poza tym byłoby miło, gdyby większość wiosennych klasyków odbyła się jesienią – oczywiście pod warunkiem, że będzie to możliwe. W przeciwnym razie stracimy swoją szansę
– zakończył.