Chyba wszyscy zgodzimy się, że kolarstwo to jeden z najpiękniejszych sportów na świecie, nie tylko ze względu na uświęcający ból czekający na najlepszych czy epickie widoki, ale także ze względu na pewne dżentelmeńskie umowy, które łączą kolarzy. Niestety co jakiś czas w peletonie pojawi się zawodnik, który wszelkie zasady ma głęboko w nosie. Jednym z nich jest „gwiazda” ekipy Ineos, Gianni Moscon.

Kolarstwo to sport dla kulturalnych mężczyzn, którzy wiedzą, co można, a czego nie. Podobnie jak w snookerze. Szosowe opakowanie całego światowego peletonu widoczne jest nie tylko podczas wyścigów zawodowców, ale także na małych, treningowych jazdach, które często bywają spotkaniami przyjaciół, lubiących wspólnie, aktywnie spędzać czas. Na przestrzeni lat wytworzyła się więc pewna kolarska grupa zachowań, swoisty savoir vivre, w którym znajdzie się miejsce m.in. na czekanie na cierpiącego po upadku rywala, wzajmeny szacunek czy nawet oddawanie etapowych zwycięstw zawodnikom, którzy rzadko kiedy mają możliwość o nie walczyć.

Niestety zawsze w dużej grupie społecznej pojawi się czarna owca, która za nic ma wszelkie ustalenia, pozwalając sobie na występki zupełnie niepasujące do ukochanego przez nas sportu. Z pewnością takiego zawodnika można nazwać anty-kolarzem. Jego synonimem z reguły jest uznawanie przyjętych zasad za nieobowiązujące, co kończy się wyzwiskami, rzucaniem rowerem w rywali czy ataki na tle rasistowskim.

Chyba nie trzeba mówić, kto w obecnych czasach jest wspomnianym anty-kolarzem. Gianni Moscon już nie raz dał się poznać jako człowiek, którego młodzież nazwałaby dzbanem, a nieco starsi po prostu idiotą. Włoch, mimo ogromnego talentu i ponadprzeciętnych umiejętności, coraz bardziej upodabnia się do Mario Balotelliego czy Pastora Maldonado.

Bandyta, idiota, bezmózgowiec – to tylko kilka epitetów, które można wyczytać w sieci po dzisiejszym występku „gwiazdy” ekipy Ineos. Spójrzmy bowiem prawdzie w oczy. Każdy z nas posiada jakieś emocje. Nawet Kimi Raikkonen potrafi czasem się zdenerwować albo uśmiechnąć. Jako dorośli ludzie wiemy jednak, tym bardziej, że jesteśmy z kolarskiej braci, jak w pewnych chwilach należy się zachowywać. Różnicą między ludźmi a zwierzętami jest bowiem to, że nasze umysły potrafią zahamować agresję.

W tym momencie nie wiadomo, czy Moscon otrzyma większą karę niż wykluczenie z wyścigu. Nie będę oszukiwał – liczę na takową. Są bowiem pewne granice, a tak nieuzasadniony atak na innego kolarza to kryminał.

Kto wie, czy w tym przypadku nie przydałby się już silniejszy ruch samej ekipy Ineos. Dziś już wiemy, że zespół zamierza wspierać swojego zawodnika, by ten więcej takich rzeczy nie robił. Wydaje się jednak, że Włoch szans dostał już za dużo.

Mario Balotelli skończył w mało znaczącej w Serie A Brescii. Dla Moscona z pewnością znajdzie się miejsce w takiej ekipie jak Vini Zabu – KTM, czy Sangemini. Może terapia wstrząsowa w końcu dałaby mu do myślenia.

Poprzedni artykułSzymon Rekita: „Albo wskoczę na wyższy poziom albo opuszczę kolarski świat” [wywiad]
Następny artykułPierwszy weekend po bruku, czyli wiemy, że nic nie wiemy
Dziennikarz z wykształcenia i pasji. Oprócz kolarstwa kocha żużel, o którym pisze na portalu speedwaynews.pl. W wolnych chwilach bawi się w tłumacza, amatorsko jeździ i do późnych godzin nocnych gra półzawodowo w CS:GO.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments