Zwycięzca ostatniego Tour de France jest usatysfakcjonowany działaniami, jakie podejmuje kolumbijska federacja kolarska w walce z dopingiem.
Całkiem niedawno w światowych mediach głośno było o wypowiedzi Egana Bernala. Kolumbijczyk w wywiadzie z francuskim Le Monde zdawał się sugerować, że kontrole antydopingowe w jego kraju zbyt rzadko badają kolarzy. Wielu jego rodaków odebrało to jako atak na kolarską federację, jednak sam Kolumbijczyk wyraźnie temu zaprzecza.
Rzeczywiście brzmiało to tak, jakbym chciał skrytykować naszą federację, ale wcale tak nie jest. Uważam, że ludzie, którzy tam pracują, wykonują kawał dobrej roboty. Musimy brać pod uwagę to, że jesteśmy Kolumbią. Nie jesteśmy krajem trzeciego świata, ale ciężko porównać nasz budżet, z zasobami takich krajów jak Francja czy Włochy. Oczywiście wciąż mamy wiele do poprawy, ale wydaje mi się, że pieniądze, którymi dysponujemy, są wydawane w dobry sposób.
– mówił Cyclingnews.com
Niestety mimo to na dopingu wciąż łapani są kolejni Kolumbijczycy. W ciągu ostatnich miesięcy niedozwolone wspomaganie było przyczyną wykluczenia aż dwudziestu z nich. W tym roku spotkało to choćby Jarlinsona Pantano – zwycięzcę etapowego Tour de France, a także dwóch kolarzy Manzana Postobon, co doprowadziło do upadku najmocniejszej kolumbijskiej grupy kolarskiej, która jeszcze dwa lata temu brała udział w hiszpańskiej Vuelcie.
To nie jest dla nas łatwe. Przez te wpadki cierpią wszyscy kolumbijscy zawodnicy, ponieważ to ma bardzo duży wpływ na to, jak widzą nas kibice. Dlatego cieszę się, że nadciąga nowa fala kolarzy z naszego kraju. Myślę, że mamy inną mentalność niż nasi poprzednicy. Wierzę, że żaden z nas nie próbowałby sięgnąć po zwycięstwo w niedozwolony sposób.
– dodał.
Miejmy nadzieję, że Kolumbijczyk wie co mówi, a notoryczne wpadki dopingowe zawodników z jego kraju już niedługo odejdą w zapomnienie.