Rémi Cavagna (Deceuninck-Quick Step) wygrywając dziewiętnasty etap Vuelty odniósł największy sukces w dotychczasowej karierze kolarskiej. Dla podopiecznych Patricka Lefevere’a jest to natomiast czwarte etapowe zwycięstwo w tegorocznej edycji hiszpańskiego wielkiego touru.
24-letni Francuz był uciekinierem dnia i po zawirowaniach w peletonie związanych z kraksą i walką na bocznym wietrze postanowił zaatakować „na solo”. Znany z wysokich umiejętności w jeździe na czas znakomicie radził sobie na przeważnie płaskiej trasie i pod znakiem zapytania stało to, jak poradzi sobie na finałowym podjeździe w Toledo. Okazało się, że pomimo wielkiego wysiłku, także i tam dał sobie radę.
– Dużo cierpiałem w końcówce wyścigu. Ostatnich 25 kilometrów było okropne. Wiał silny czołowy wiatr. Chciałem jechać szybciej, ale nie mogłem. Obawiałem się, że w końcówce mogę zostać doścignięty. Na ostatniej prostej się obejrzałem i zobaczyłem, że peleton jest na zakręcie. Wtedy powiedziałem sobie: OK, oni są za daleko – wygrałem
– sprawozdawał kolarz Quick-Stepu, dodając że dzięki swojemu zwycięstwu „Wataha” kontynuuje znakomitą dla siebie hiszpańską Vueltę.
– Każdego dnia próbujemy jako drużyna jechać najlepiej jak potrafimy. To jest nasze czwarte etapowe zwycięstwo. Jechaliśmy dla Philippe’a [Gilberta]. Odskoczyła jednak duża grupa, z którą się zabrałem, ale nie pracowałem, ponieważ mój lider jechał z tyłu. Moim celem było wygrać etap we Vuelcie. To jest jak zbawienie. Dobrze się regeneruję i wraz z upływającymi dniami czułem się coraz lepiej. Nie mogę powiedzieć, że czuję się świeży, ale wciąż mam siłę. To była moja ostatnia szansa na zwycięstwo, dlatego zrobiłem, co mogłem
– zakończył Cavagna.