Giro d’Italia wpadło w ręce Richarda Carapaza z Ekwadoru, Tour de France wygrał Kolumbijczyk- Egan Bernal. Teraz, po pierwszym etapie liderem Vuelty jest Miguel Angel Lopez kolejny zawodnik z Ameryki Południowej.
25-latek wywalczył wczoraj swoją pierwszą koszulkę lidera wielkiego touru. Nic dziwnego, że po wszystkim był przeszczęśliwy.
Jestem bardzo szczęśliwy, bo wszystko ułożyło się perfekcyjnie. Zrobiliśmy wszystko, co sobie założyliśmy. To zwycięstwo jest zasługą wysiłku każdego członka naszej ekipy. To, że przekroczyłem metę jako pierwszy wcale nie było decyzją z góry. To była kwestia chwili i pozycji którą zajmowałem. Na ostatnim zakręcie znajdowałem się za Gorką Izagirre, który zszedł ze zmiany na 150 metrów przed metą. Wtedy na czele znalazłem się ja i zdołałem doprowadzić ekipę do mety
– powiedział Lopez.
Przed wyścigiem Superman podkreślał, że nie chce się „podpalać”, bo zależy mu na utrzymaniu spokoju do końca wyścigu. I nawet po osiągnięciu sporego sukcesu jego stanowisko się nie zmieniło.
Giro nie poszło po mojej myśli z różnych przyczyn- choćby tej sytuacji z kibicem. Byłem usatysfakcjonowany tym, jaką pracę wykonałem, ale co z tego, skoro wynik odbiegał od moich oczekiwań. Tamten wyścig nauczył mnie, że w kolarstwie sporo zależy od szczęścia. Czasem, jak wtedy, los rzuca ci kłody pod nogi, a innym razem, tak jak dziś, zgarniasz pełną pulę. Dziś pecha mieli inni, ale jutro to samo może przytrafić się też nam- w końcu niemal cały czas jesteśmy narażeni na ryzyko. Dlatego musimy być czujni. W końcu w wyścigu takim jak ten liczy się każdy kolejny dzień- nie tylko ten pierwszy
– zakończył swoją wypowiedź „Superman”.