Choć tegoroczną edycję Giro d’Italia zakończy niedzielna jazda indywidualna na czas w Weronie, nikt nie ma wątpliwości, że to nie ten, a sobotni etap dostarczyć powinien zdecydowanie większych emocji. W grze o triumf w klasyfikacji generalnej wciąż pozostaje bowiem kilku kolarzy, którzy podczas ostatniego, górskiego etapu stworzyć mogą iście homerycki spektakl.
194 kilometry, pięć wymagających podjazdów i finisz w znanej stacji narciarskiej – Monte Avena – tak w największym skrócie prezentuje się 20. etap Giro. Ograniczanie się do tak surowego opisu byłoby jednak czystym barbarzyństwem, bowiem liczba i skala trudności wspinaczek, jakie czekają na kolarzy sprawia, iż zwycięzcą z pewnością nie zostanie zawodnik przypadkowy.
Kolarze ruszą z Feltre i po zaledwie ośmiu kilometrach jazdy rozpoczną pierwszy podjazd, na premię drugiej kategorii, Cima Campo (18,7 km, 5,9%). Następnie zjadą do Scurelle i zmierzą się z kolejną wspinaczką, tym razem pierwszej kategorii – Passo Manghen (18,9 km, 7,6%). Dwie przełęcze, które pokonają zawodnicy, skutecznie „napoczną” ich przed podjazdami, które powinny mieć dla losów wyścigu kluczowe znaczenie: Passo Rolle (2. kat., 20,6 km, 4,7%) oraz kombinacją Croce d’Aune-Monte Avena (niemal 20 km, na pierwszym z wymienionych podjazdów nachylenie średnie to na dystansie 11 km 5,5%, jednak długimi fragmentami przekraczające 10%, na drugim zaś – na dystansie 7 km 7,4%).
Takie nagromadzenie trudności sprawia, że klasyfikacja generalna, mimo sporych różnic po 19 etapach, ulec może dużym zmianom. Spokojnie spać nie może na pewno aktualny lider, Richard Carapaz (Movistar), który ma 1:54 zapasu nad Vincenzo Nibalim (Bahrain-Merida). Włoch zarówno przed startem wyścigu, jak i w jego trakcie podkreślał wielokrotnie, że nie interesuje go walka o drugą lub trzecią pozycję, co równoznaczne jest z tym, że w sobotę rzucić się musi do ataku. Podobnie zresztą, jak Primoż Roglić (Jumbo-Visma), którego handicapem jest niedzielna jazda indywidualna na czas, lecz aktualna strata do lidera (2:16) jest zbyt duża, by myśleć o jej odrobieniu w całości w Weronie.
Zagadką jest, co zrobi w sobotę czwarty w „generalce” Mikel Landa. Kolega z ekipy Carapaza w teorii powinien zrobić wszystko, by pomóc mu dowieźć różową koszulkę aż do finiszu w Weronie, lecz mając w pamięci poprzednie Grand Toury, w których „Landani” grał jedną z głównych ról… spodziewać się można wszystkiego. Tym bardziej, że sam Bask w swoich wypowiedziach jest dość niejednoznaczny. Potrafił bowiem stwierdzić, iż „priorytetem jest zwycięstwo Carapaza”, by po chwili dodać, że „on także może wygrać Giro”.
Wydaje się, że to właśnie jeden z tych zawodników wygra tegoroczną edycję Corsa Rosa. Ci, sklasyfikowani niżej, jak Bauke Mollema (5:07 straty, piąta pozycja), Miguel Angel Lopez (5:33, 6. miejsce) czy Rafał Majka (6:48, 7.) to kolarze, którym ewentualną walkę o podium (nie mówiąc o czymś więcej) umożliwić by mogła tylko akcja porównywalna z tą, jaką przed rokiem przeprowadził Christopher Froome (Team Sky/Ineos). Choć serca polskich kibiców pełne są wiary, że „Zgred” będzie w stanie rzucić się do tak szaleńczej szarży, a w piątek wjechał na metę z najlepszymi, trudno jest uwierzyć w taki scenariusz. Większe szanse na taką akcję dawać można za to Lopezowi.
Start 20. etapu zaplanowany jest na godzinę 11:20. Finisz – między 16:50 a 17:40. Transmisję przeprowadzi Eurosport.