W Lotto-Soudal Caleb Ewan miał wejść w buty Andre Greipela, który w najlepszych czasach hurtowo wygrywał sprinty dla tej drużyny. Pomimo trzech zwycięstw odniesionych w tym sezonie, Australijczykowi brakowało przysłowiowej kropki nad „i”, którą postawił właśnie w Pesaro.
24-letni Ewan wygrywał w tym roku w UAE Tour oraz w Tour of Turkey. W tegorocznym Giro trzykrotnie zajmował miejsca w pierwszej piątce, w tym raz przegrał tylko z Richardem Carapazem (Movistar).
– To [zwycięstwo] wiele dla mnie znaczy. Zawsze, gdy zmienia się drużynę jest obecna presja. Poprzedni rok był dla mnie przeciętny i byłoby niedobrze, gdyby ten był taki sam. Jak dotąd to zwycięstwo jest najjaśniejszym punktem tego sezonu
– powiedział Caleb Ewan.
Australijczykowi przyszło ścigać się w czasach, gdy żaden sprinter nie dominuje rywalizacji najszybszych kolarzy w peletonie tak, jak miało to miejsce w czasach Mario Cipolliniego czy Marka Cavendisha. W tegorocznym Corsa Rosa na podobnym poziomie finiszuje trzech sprinterów – Pascal Ackermann (BORA-hansgrohe), Elia Viviani (Deceuninck-Quick Step) oraz Caleb Ewan właśnie.
– Nie spodziewaliśmy się tego, że na ostatnich 30 km odjedzie niebezpieczna ucieczka, w związku z tym skorzystałem z pracy swoich kolegów, aby ją dogonić. W dzisiejszych czasach nie ma jednego dominującego sprintera – wielu z nich dzieli między sobą zwycięstwa. Musisz zafiniszować idealnie, aby zwyciężyć
– wyjaśnił Ewan.
Po ósmym etapie Giro kolarz Lotto-Soudal poczuł ulgę. Ptaszki ćwierkają, że wycofa się po jedenastym etapie, co oznacza, że będzie miał jeszcze dwie szanse do powiększenia swojego dorobku etapowych łupów we włoskim wielkim tourze.
– Presja narastała za każdym razem, kiedy nie udało mi się wygrać etapu. Jestem po prostu szczęśliwy, że mogłem odpłacić się moim kolegom za ciężką pracę, którą wykonują oraz za wsparcie
– zakończył Caleb Ewan.