fot. ASO / Karenn Edwards

W niedzielę 28 kwietnia odbędzie się sto piąta edycja najstarszego wyścigu jednodniowego na świecie – Liège-Bastogne-Liège, nazywanego pieszczotliwie „Staruszką” (po polsku) lub po francusku – „La Doyenne”. Te informacje dotyczą jednak tylko imprezy dla mężczyzn, bowiem panie pojadą w Liège-Bastogne-Liège Femmes dopiero po raz trzeci. 

W czwartym z pięciu kolarskich wyścigów monumentalnych zawodnicy będą mieli do przejechania 256 kilometrów i tak, jak podpowiada nazwa wystartują z Liège, pojadą na południe w kierunku Bastogne, by ponownie zawitać w Liège. Tam po raz pierwszy od dwudziestu siedmiu lat przyjdzie im finiszować na płaskim terenie. Ostatni raz na Boulevard d’Array wygrał Włoch Moreno Argentin (1991), który zresztą tak samo jak Alejandro Valverde jest autorem czterech zwycięstw (1985-1987 i 1991). 

Podobnie, jak miało to miejsce w poprzednich edycjach największe trudności znajdują się w drugiej części wyścigu. Na ostatnich stu kilometrach kolarze wjadą na dziewięć z jedenastu wzniesień. Na zakończenie czeka trio – Côte de la Redoute (2 km; 8,9%), Côte des Forges (1,3 km; 7,8%) oraz Côte de la Roche-aux-Faucons (1,3 km; 11%). Po ostatnim podjeździe jest pięć kilometrów płaskiego terenu, trzy kilometry zjazdu i potem znowu cztery płaskie kilometry. 

Kobiety zaś wystartują z Bastogne i przejadą w sumie 138,5 km. Będą finiszować w tym samym miejscu co mężczyźni. W sumie zmierzą się z pięcioma podjazdami –  najpierw z Côte de Wanne, Côte de Brume oraz Côte de la Vecquée, a następnie z decydującymi Côte de la Redoute oraz Côte de la Roche-aux-Faucons. 

Modyfikując trasę wyścigu panów firma ASO organizująca „Staruszkę” miała nadzieję na uczynienie wyścigu mniej przewidywalnym i bardziej dynamicznym. Tkwi w tym pewien paradoks, ponieważ zazwyczaj jest tak, że to wyścigi kończące się na podjazdach zapewniają gęsią skórkę na skórze w końcówce. Tak jednak nie działo się w przypadku ostatnich edycji Liège-Bastogne-Liège czy Amstel Gold Race (wykluczając oczywiście tegoroczną odsłonę tej drugiej imprezy). Tak samo jak osoby odpowiedzialne za trasę „piwnego wyścigu” postanowiły usunąć ostatni podjazd pod Cauberg, tak Christian Prudhomme i spółka zdecydowali się na płaskie ostatnie kilometry, a co za tym idzie odesłanie do lamusa świetnie znanego podjazdu Côte de Saint-Nicolas.

Zmiany te mają jeszcze jeden cel, a mianowicie przywrócenie dawnej chwały podjazdowi Col de la Redoute – kolarskiej ziemi świętej, która widziała wiele wspaniałych i zapisanych w annałach batalii. W 1999 roku po solowym ataku na tym podjeździe zwyciężył nieżyjący już Belg Frank Vandenbroucke, którego oblicze wymalowane jest na asfalcie. W tym roku kolarze znajdą się tam 37 kilometrów przed metą. Jeszcze w miasteczku, czyli na początku wspinaczki jest stosunkowo płasko, ale dalej robi się już tylko stromiej i stromiej – maksymalne nachylenie sięga 13 proc. Ten podjazd nie wybacza słabości i nie daje ani chwili wytchnienia. Kto wie, czy w tym roku ktoś z mocnych kolarzy pokroju Jakoba Fuglsanga (Astana) czy Toma Dumoulina (Team Sunweb) nie zdecyduje się na powtórzenie akcji Vandenbroucke’a z końca lat dziewięćdziesiątych? 

Wcześniej starać się rozstrzygnąć wyścig będą musieli ci, którzy będą chcieli pozbyć się szybkich kolarzy, takich jak chociażby jak dobrze jeżdżący po pagórkach kolega z drużyny Dumoulina – Michael Matthews. Interesujące jest zatem to, jak potoczą się losy tegorocznej „La Doyenne”. Czy o wszystkim rozstrzygnie finisz z mocno zredukowanego peletonu, czy do mety dojedzie kilku kolarzy, albo czy może wreszcie ktoś przekroczy linię mety „na solo”? Jest to tym bardziej fascynujące, że nikt wcześniej po takiej trasie się nie ścigał. Zanosi się na wielkie emocje nie tylko dla kibiców, ale także dla samych zawodników. Ci nie mogli bowiem odrobić lekcji oglądając materiały telewizyjne z poprzednich edycji. Pozostał rekonesans trasy, który jak wiadomo wiele wnosi, ale nie oddaje warunków wyścigowych. 

Po raz kolejny w sezonie klasyków zapowiada się na pojedynek drużyna Deceuninck – Quick Step versus reszta świata. Podopieczni Patricka Lefevere’a liczą na znajdującego się w niesamowicie wysokiej dyspozycji Juliana Alaphilippe’a. Ponadto jest zwycięzca tego wyścigu z 2011 roku i triumfator tegorocznego Paris-Roubaix – Philippe Gilbert. 

Zrewanżować się z pewnością będzie chciał także wspomniany już wcześniej Jakob Fuglsang. Jak na razie sezon Duńczyka można streścić w konkluzji, że forma jest, ale w zdobyciu zwycięstwa przeszkadza mu Alaphilippe. Pomimo że wydaje się być nieco dalej od formy, którą prezentował w poprzednim sezonie, nigdy nie można skreślać mistrza świata Alejandro Valverde (Movistar). Jeśli Hiszpan wygrałby w niedzielę po raz piąty w karierze, zrównałby się w liczbie zwycięstw w Liège-Bastogne-Liège z kolarzem wszech czasów – Eddym Merckxem. 

Listę startową podpisze trzech Polaków: jadący bardzo ofensywnie w Walońskiej Strzale Tomasz Marczyński (Lotto-Soudal) oraz Michał Kwiatkowski i Michał Gołaś (Team Sky). Dla „Kwiato” jest to jeśli nie najważniejszy start sezonu, to z pewnością najbardziej istotny wyścig tej wiosny. O tym, że chciałby dopisać do swojej listy prestiżowych zwycięstw Liège-Bastogne-Liège Polak mówił już zimą. Obserwując brak mocy na podjeździe Mur de Huy, a z drugiej strony dynamiczną jazdę, która poskutkowała dogonieniem czarujących się w końcówce Amstel Gold Race Alaphilippe’a i Fuglsanga, można mieć nadzieję na to, że marzenie mistrza Polski wreszcie się ziści. Na jego korzyść może zadziałać dodatkowo fakt, że ta edycja będzie dla kolarzy swoistą podróżą w nieznane, a posiadający tzw. kolarskiego nosa Michał, może pokazać reszcie stawki, jak rozdaje się karty.

Spośród wszystkich wiosennych wyścigów jednodniowych „La Doyenne” jest najbardziej lubianą imprezą przez kolarzy specjalizujących się w wielkich tourach. Dość wymienić, że na liście startowej widnieją nazwiska Vincenzo Nibalego (Bahrain-Merida), który może jednak zapłacić za szybką podróż powrotną z Tour of the Alps, Romaina Bardeta (AG2R), Ilnura Zakarina (Katusha-Alpecin), Enrica Masa (Deceuninck-Quick Step), Mikela Landy (Movistar) czy Adama Yatesa (Mitchelton-Scott). 

Kobieca edycja ma dotychczas tylko jedną zwyciężczynię – mistrzynię globu Annę van der Breggen (Boels-Dolmans). Jej wielką rywalką będzie druga w ubiegłym roku Annemiek van Vleuten (Mitchelton-Scott). 

Drugą kartą do gry w drużynie Boels-Dolmans będzie Annika Langvad, która z sukcesem przestawiła się z kolarstwa górskiego na szosowe. Była czwarta w Amstel Gold Race i trzecia w Walońskiej Strzale. 

W gronie faworytek należy wymienić również zwyciężczynię „piwnego wyścigu” Katarzynę Niewiadomą (Canyon-SRAM), na której niekorzyść może jednak zagrać płaska końcówka, i Marianne Vos (CCC-Liv), dla której „Staruszka” stanowi dziurę w niezwykle bogatym palmarès. Groźne mogą być również Amanda Spratt (Mitchelton-Scott) i Cecilie Uttrup Ludwig (Bigla).

Poza Katarzyną Niewiadomą w wyścigu Liège-Bastogne-Liège zobaczymy jeszcze młodą Polkę z CCC-Liv Agnieszkę Skalniak oraz podwójną mistrzynię Polski Małgorzatę Jasińską (Movistar).

Niestety nie będzie transmisji z wyścigu kobiet, a ta z wyścigu mężczyzn rozpocznie się o godzinie 14:00 w pierwszym kanale polskiego Eurosportu.

Poprzedni artykułProblemy Alejandro Valverde wynikiem przetrenowania?
Następny artykułZagraniczne ekipy zaproszone na Giro d’Italia U23
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments