We wrześniu ubiegłego roku, Kanstantin Siutsou otrzymał od WADA i UCI czteroletni zakaz startów za stosowanie dopingu. Dziś, pół roku później, Białorusin postanowił zabrać głos, podważając decyzję Światowej Agencji Antydopingowej.
Siutsou został zawieszony dokładnie 5 września, kiedy to wyszło na jaw, że w jego lipcowej próbce odnaleziono ślady stosowania EPO. Od tej pory zawodnik ani razu nie zabierał głosu, poniekąd zgadzając się z koniecznością odbycia kary. Było tak do dziś. Białorusin postanowił bowiem przekazać swoje przemyślenia krajowym mediom mediom, które z chęcią go wysłuchały.
Najpierw powiedziano mi, że moja krew nie może być kontrolowana z różnych względów, mimo że wszystko przebiegło spokojnie. Później dość dziwną podróż odbyła próbka moczu, która do laboratorium oddalonego o 200 kilometrów jechała aż 2 i pół dnia. Formalnie nie jest to problem dla WADA, lecz z reguły, wszystko było robione znacznie szybciej, nawet przy większych odległościach. Kiedy chciałem się dowiedzieć skąd takie opóźnienie, odmówiono mi kontaktu z kontrolerem. To dziwne.
W systemie ADAMS wszystkie moje dane pojawiły się dopiero po 4 tygodniach, kiedy z reguły można je sprawdzić praktycznie natychmiast. W paszporcie biologicznym także brakowało różnic, które mogłyby wskazywać na stosowanie przeze mnie dopingu. Później okazało się, że moja próbka była przetrzymywana w probówce, której nie używano od półtora roku. To wszystko było dziwne.
Kiedy dowiedziałem się o dyskwalifikacji, chciałem walczyć. Odwiedzałem laboratoria, jeździłem do prawników w Moskwie i byłem zmotywowany. Później jednak dotarło do mnie, że zaraz skończę 37 lat i będzie mnie to kosztowało więcej niż jest to warte. Dlatego też odpuściłem
– powiedział Siutsou w rozmowie z portalem sport.tut.by.
Tym samym można już oficjalnie potwierdzić, że Białorusin nie będzie już wracał na kolarskie trasy. Niewykluczone jednak, że będzie on jeszcze chciał podzielić się z innymi swoim doświadczeniem, pracując w nieco innej roli.