Mistrzostwa świata w Innsbrucku będą ostatnimi, podczas których kolarskie drużyny, a nie narodowe reprezentacje, będę walczyły o tytuł mistrza świata w jeździe drużynowej na czas.
Początkowo prezydent Międzynarodowej Unii Kolarskiej David Lappartient sugerował, że drużynowa jazda na czas, w której biorą udział reprezentacje poszczególnych krajów powróci w 2020 roku, ale dziś potwierdzono, że stanie się to już za rok, kiedy to mistrzostwa świata w kolarstwie szosowym odbędą się w brytyjskim Yorkshire.
Jazda drużynowa na czas w ramach światowego czempionatu odbywa się od 1962 roku i do 1994 roku mogło w niej startować czterech reprezentantów poszczególnych krajów, którzy mieli do pokonania dystans 100 kilometrów. Konkurencja ta wróciła w 2012 roku, ale od tamtej pory biorą w niej udział kolarskie drużyny tzw. pierwszej, drugiej i trzeciej dywizji, i jest to jedyny przypadek podczas mistrzostw świata, w którym zmagania toczą kluby, a nie narodowe reprezentacje.
Fakt, że UCI zdecydowała, że drużyny muszą brać udział w mistrzostwach świata obligatoryjnie, nie raz wzbudzał kontrowersje. Największe miały miejsce, gdy impreza odbyła się w Katarze. Wówczas dyscyplinie groził bojkot, m.in. z powodu zbyt dużych środków finansowych, które drużyny musiały przeznaczyć na podróż do tego emiratu.
Wiadomo już, że w tym roku w Austrii wystąpią wszystkie tamtejsze drużyny z licencją Continental (trzecia dywizja), co jest gestem uprzejmości wobec składów zarejestrowanych w państwie gospodarza mistrzostw.
W 2017 roku mistrzami świata w jeździe indywidualnej na czas została drużyna Sunweb na czele z Tomem Dumoulinem.