Fot. Quick-Step Floors / Tim De Waele

Jeśli istnieje jeden wyścig, który wyraża talent, cechy charakterystyczne i wyjątkowość kolarskiej osobowości Philippe`a „Mr Cauberg” Gilberta, to jest to z pewnością 101. edycja Ronde van Vlaanderen*. Licząca ponad pięćdziesiąt kilometrów samotna ucieczka po zwycięstwo, przeszła bowiem do historii nie tylko współczesnego kolarstwa. 

Chapeau Monsieur Philippe – powiedział ten, do którego Gilbert przez niektórych jest porównywany, czyli Eddy Merckx. Dzieje De Ronde rzadko widziały tak długą samotną ucieczkę po zwycięstwo, zwłaszcza w czasach współczesnych. 73 i 104 kilometry „Kanibala” robią wrażenie, ale nie można wyjąć tych akcji z kontekstu późnych lat 60-tych i 70-tych, dlatego też zwycięstwo kolarza Quick-Step Floors w Tour of Flanders 2017 urasta do rangi wyczynu.

Legendarne holenderskie wzniesienie Cauberg, którego nazwa stała się przydomkiem Gilberta, stanowi metaforę prezentowanego przez niego stylu jazdy. Tak, jak nie jeden raz w poprzednich latach zostawiał rywali na tym kluczowym dla losów wyścigu Amstel Gold Race podjeździe, tak i 2 kwietnia 2017 roku na równie sławnym (tym razem dla Ronde van Vlaanderen) Kwaremoncie, przypuścił zabójczy dla rywali atak.

Przed Kwaremontem Tom [Boonen] dał bardzo mocną zmianę. Gdy droga zaczęła się wznosić, to ja wyszedłem na prowadzenie. Wkrótce potem zobaczyłem, że uzyskałem niewielką przewagę i od tamtej pory ani razu nie spojrzałem za siebie. Wielu myślało, że jestem szalony, bo zdecydowałem się zaatakować 55 kilometrów przed metą, w sumie ja również tak sądziłem, ale do ostatnich 15 kilometrów nie dawałem z siebie wszystkiego, bo wiedziałem, że muszę zachować siły na końcówkę

– tak po wyścigu mówił Philippe Gilbert, który został pierwszym Walończykiem od 30 lat i dopiero drugim w ogóle, triumfującym w Ronde van Vlaanderen. W 1987 roku ta przyjemność była udziałem Claude`a Criquiellona.

Ofensywnym, ale jednocześnie pełnym mocy i wytrzymałości stylem jazdy, Gilbert idealnie wpasował się w modus operandi drużyny Quick-Step Floors. Belgowie, dzięki rozgrywaniu wyścigów klasycznych kilkoma kartami, zasłużyli na miano tych, których trzeba się bać, niczym drużyny Sky w wielkich tourach. Gdyby „Panu Caubergowi” nie starczyło sił w sto pierwszej Flandryjskiej Piękności, o zwycięstwo walczyłby trzeci w tym wyścigu, a w przeszłości zwycięzca Paryż-Roubaix, Niki Terpstra. Tak, wiem, że tę teorię obala wyścig Omloop Het Nieuwsblad 2015, kiedy to Ian Stannard z Team Sky ograł trzech kolarzy Quick-Stepu, ale przecież każdemu może się zdarzyć wypadek przy pracy, prawda?

Nie jestem tutaj po to, aby rozmawiać o BMC, powiedział Philippe Gilbert magazynowi „Procycling”, zatem aby nie robić mu na przekór, pomówmy (napiszmy) o drużynie Quick-Step Floors, ponieważ wydaje się, że na ostatni etap kariery Walończyk nie mógł przyfrunąć do lepszego gniazda. Jednym z argumentów potwierdzających tę tezę może być chociażby fakt, że jako redakcja Naszosie.pl okrzyknęliśmy 35-latka jednym z bohaterów sezonu 2017.

Zawsze kilku z nas ma szansę na zwycięstwo. Zawsze próbujemy coś zrobić. Nigdy nie stawiamy na jednego kolarza, a to daje możliwość zaatakowania daleko od mety. Jeśli taka próba się nie powiedzie, nie spier…wyścigu całej drużynie, bo zawsze jest ktoś, kto po tobie poprawi

– kontynuował wyjaśnianie wyjątkowości taktyki Quick-Step Floors Philippe Gilbert na łamach magazynu „Procycling”.

Ostatnia prosta do mety. Na czele wyścigu dwóch byłych mistrzów świata, każdy z nich ma już w tym sezonie wygrany monument. 300 metrów przed metą atakuje ten w czarnym stroju. Wydaje się, że przewaga mierząca kilka długości roweru sprawi, że jego rywal nie zdoła odebrać mu zwycięstwa. A jednak. 50 metrów przed metą ten bardziej doświadczony kontratakuje, wyprzedza zawodnika, z którym walczy, spogląda mu głęboko w oczy i na kresce wnosi w górę dłoń z czterema palcami.

Czy to wspomnienie z wyścigu Amstel Gold Race 2017? Tak. Czy po raz czwarty w karierze wygrał go Philippe Gilbert? Tak. Czy ten kolarz w czarnym stroju, z którym „Phil” zwyciężył doświadczeniem to Michał Kwiatkowski? Tak.

Co mogę powiedzieć? Zostałem pokonany przez wielkiego mistrza. Gratulacje, Philippe

– powiedział Michał Kwiatkowski po tym pasjonującym pojedynku.

„Mr Cauberg” po raz czwarty w karierze triumfował w „Piwnym Wyścigu”, mimo kraksy w jego wczesnej fazie. Jej dowodem była rozdarta w dolnej części pleców koszulka. Jak się później okazało, Belg doznał kontuzji nerki, która wykluczyła go z dwóch pozostałych imprez wchodzących w skład „Ardeńskiego Tryptyku”. Mimo to, w tamtym momencie, gdy musiał odstawić rower na tydzień, miał już na koncie dwa zwycięstwa w wyścigach klasycznych, a zatem granica jego przedsezonowych marzeń została przekroczona.

Później przyszły jeszcze odniesione w znakomitym stylu zwycięstwa w Driedaagse De Panne-Koksijde (etap i klasyfikacja generalna), a także w wyścigu Tour de Suisse, gdzie Philippe Gilbert na drugim etapie wygrał w sprincie ze zredukowanego peletonu.

Fot. Quick-Step Floors / Tim De Waele

Pierwsza część sezonu 2017 w wykonaniu „Pana Cauberga” stanowi reminiscencję lat 2009 (cztery zwycięstwa w dziesięć dni, w tym pierwszy w karierze triumf w Lombardii) i 2011 (osiemnaście zwycięstw, w tym Amstel, Flèche i Liège). Jego geniusz odżył zatem w przyjaznym dla niego środowisku, ku uciesze jego samego, a także nas, dziennikarzy i kibiców.

Przedłużenie kontraktu z drużyną Patricka Lefevere`a było w tych okolicznościach formalnością, zatem teraz Philippe Gilbert może spokojnie skoncentrować się na tym, aby po raz kolejny zapisać karty kolarskiej historii. W związku z tym, że preferuje wypełniać luki w swoim CV, zamiast powielać zwycięstwa w wyścigach, chce zostać pierwszym we współczesnej erze kolarstwa, który zwycięży we wszystkich pięciu kolarskich monumentach. Aby to osiągnąć potrzebuje wygranych w Mediolan-San Remo (polecam Gilbertowi obejrzeć tegoroczną edycję, która padła łupem jego godnego rywala z Amstel) oraz w Paryż-Roubaix.

Tymczasem jednym z jego ulubionych piw Feldschlößchen (których jest zresztą koneserem), wznosimy toast za jego bohaterskie występy wiosną 2017 roku. Stare, dobre belgijskie kolarstwo wciąż żyje! Dużo zdrowia, Phil!

*W artykule zamiennie używam nazw Ronde van Vlaanderen, De Ronde, Tour of Flanders i Flandryjska Piękność – wszystkie określają Wyścig dookoła Flandrii, jeden z pięciu tzw. kolarskich monumentów.

Poprzedni artykuł60-letni amator… na dopingu
Następny artykułDani Moreno i Daniel Martinez w EF Education First – Drapac
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments