Ostatni sezon był dla Rigoberto Urana niezwykle udany. Kolumbijczyk nie uznaje go jednak za swoisty przełom. Wyniki nie są bowiem dla niego zdecydowanie najważniejsze.
Po dwóch nieco słabszych sezonach. Uran wrócił w tym roku do światowej czołówki. Świadczy o tym chociażby drugie miejsce w Tour de France, gdzie był jednym z głównych aktorów w górskiej rozgrywce.
Był to dla mnie bardzo dobry sezon, podobnie jak wszystkie poprzednie, niezależnie od wyników, jakie osiągałem.
Szczęście moje i mojej rodziny nie zależy od tego czy wygram jeden z najważniejszych wyścigów czy nie. Wiem, że wymaga się ode mnie zwycięstw, to część profesjonalnego sportu, lecz sam nigdy nie dokładałem sobie presji. Nic nie muszę. Kiedy wygrywam, jestem z tego dumny, lecz gdy wyniki nie są tak świetne, świat się nie kończy. Ważniejsze jest to, że jestem zdrowy i szczęśliwy. Teraz chciałbym jedynie utrzymać tegoroczny poziom. Nic więcej mi nie potrzeba
– powiedział Uran.
Kolumbijczyk odniósł się także do innych kolarzy ze światowej czołówki. Zgodnie z jego słowami, mają oni zdecydowanie inne podejście do kolarstwa.
Wielu zawodników nie cieszy się jazdą, kiedy przychodzi do wyścigów. Wszystko staje się dla nich wielką wojną, czy to z samym sobą, czy z rywalami. Nie myślę tymi kategoriami. Powinniśmy żyć swoim życiem tak dobrze jak to tylko możliwe. Właśnie dlatego sława jest dla mnie niczym. Po prostu kocham się ścigać i mianować się zawodowym kolarzem. Najważniejsze jest w życiu robić to, co się kocha. W przeciwnym razie wszystko staje się piekielnie ciężkie
– dodał Uran.
W związku z romantycznym podejściem Urana do kolarstwa, nie jest niczym dziwnym, iż przedłużył on kontrakt z ekipą Cannondale do końca 2020 roku.
