fot. Michał Kapusta / naszosie.pl

Za nami prezentacja trasy przyszłorocznego wyścigu. Znamy już pierwsze opinie głównych zainteresowanych, a przez media społecznościowe przelewają się różne głosy. Czy Tour de France 2018 w końcu będzie takie jak oczekują tego kibice?

Swoją nieprawdopodobną historią tworzącą bohaterów szos i budującą legendy wokół alpejskich oraz pirenejskich przełęczy Tour de France zapracowało na miano „naj” spośród trzech trzytygodniowych wyścigów. Nie porwę się na zbytnią ekstrawagancję, jeśli powiem, że Wielka Pętla od kilku ładnych lat „naj” była tylko ze względu na historię. Ani bowiem trasa nie była najciekawsza, ani rywalizacja na wspinaczkach największa, ani czasem lista startowa najlepsza. Czekając na dzisiejszą prezentację przeglądając Twittera trafiłem na dość ciekawą sondę przeprowadzoną przez Pro Cycling Stats w którym spytano Twitterowiczów o najpopularniejszy wyścig w 2017 roku. Wyniki poniżej.

Myślę, że organizatorzy wreszcie zdali sobie sprawę z opinii krążących w środowisku kolarskim. Poza tym, że trasa co roku pozostawiała sporo do życzenia, wspinaczki nie były aż tak spektakularne, a lista startowa także raczej ograniczała się do sprawdzenia co najwyżej kilku potencjalnych kandydatów do podium, bo oczywiście o detronizacji Froome’a i Team Sky nie było (racjonalnie rzecz ujmując) mowy.

Niemal co roku, gdy oglądam prezentacje trasy zarówno Giro, jak i Vuelty, odnoszę wrażenie, że te dwa wyścigi projektuje socjopata. Człowiek, który musi wyjątkowo nie lubić kolarzy. Jak przecież osoba o zdrowych zmysłach może wymyślać trasy tak ciężkie, tak kumulując trudne wspinaczki w takich ilościach na zaledwie 21 etapach wyścigu? W opozycji do tego socjopaty stawał nazwany umownie przeze mnie „dobry dziadek”, który za nic w świecie nie chciał zrobić krzywdy swoim wnukom startującym w Tour de France.

Od jakiegoś czasu odnosiłem wrażenie, że Grande Boucle to zgrabnie opakowany projekt marketingowy wciąż nazywany „najtrudniejszym wyścigiem na świecie”. Ktoś może rzec, że nie będąc tam, nie jadąc alpejskich podjazdów ani nie finiszując o centymetry od barierek nie mam nic do gadania. Ale czy nie jest prawdą to, że Tour de France od pozostałych dwóch „rywali” wyróżnia tylko fakt, że jest najlepiej pokazany i zaprezentowany audiowizualnie? Myślę, że sporo osób zgodzi się ze mną, że swoją cegiełkę do spadku atrakcyjności z perspektywy kibica dorzuciła ekipa Sky, której widowiskowość w skali od 1 do Contadora znajdzie się bliżej tej dolnej granicy…

Trasa na przyszły rok wydaje się być pokerową zagrywką, wejściem „all in”. Christian Prudhomme mając najwięcej żetonów zagrał va banque i ujawnił swoje karty przed swoimi przeciwnikami. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że to co w dłoni miał Francuz daje duże szanse na wygranie z rywalami. Wiatry w Bretanii? Są. Bruki? Proszę bardzo. Sprinterski etap po górach? Nie ma sprawy. ASO dało niemal wszystko to czego oczekiwali od tego wyścigu kibice.

Teraz pozostaje czekać na prezentację Giro d’Italia i Vuelta a Espana. Dopiero wtedy okaże się, czy tę partię pokera Prudhomme próbuje wygrać dobrym blefem na parze dwójek, bo rywale wcale nie będą mieć lepszych kart, czy miano „naj” wróci po ciekawej rozgrywce w której rywale będą mieć kolor lub karetę, a francuski wyścig w swojej dłoni trzymał królewskiego pokera.

Poprzedni artykułChris Froome z nagrodą Velo d’Or
Następny artykułTour de France 2018: Zielona koszulka celem Petera Sagana
Licencjat politologii na UAM, pracuje w sklepie rowerowym, półamatorsko jeździ rowerem. Za gadanie o dwóch kółkach chcą go wyrzucić z domu. Jeśli już nie zajmuje się rowerami, to marnuje czas na graniu w Fifę. W trakcie Tour de Pologne zazwyczaj jest na Woodstocku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments