(c) ASO/ letour.fr

Czas na drugi i ostatni akt alpejskiego spektaklu. Legendarny Col d’Izoard gościł Wielką Pętlę już 35 razy, jednak dopiero jutro zadebiutuje na jej trasie jako wielki finał górskiego etapu. W dawno minionych edycjach na jego szczyt jako pierwsi docierali między innymi Bartali, Coppi i Bobet, a to jednoznacznie wskazuje, że w ostatecznym wyniku czwartkowej rywalizacji nie będzie cienia przypadku. Stawką tej gry jest żółta koszulka i gloria zwycięzcy Tour de France, a ja mam podejrzenie, że kilku jej uczestników pójdzie jutro all in.

Analizując trasę 104. edycji Wielkiej Pętli można było się obawiać, że jej iście minimalistyczny charakter przeobrazi wyścig w trwające niemal trzy tygodnie rozprowadzenie przed szaloną wspinaczką na Col d’Izoard. Życie napisało zgoła inny scenariusz, i chociaż płaskie odcinki pierwszego tygodnia zmusiły wielu z nas do zakwestionowania idei prowadzenia relacji telewizyjnych od pierwszych minut trwania rywalizacji, droga do podnóża ostatniej z alpejskich przełęczy obfitowała w dramaty, zwroty akcji, wybuchy płaczu i eksplozje radości.

Byliśmy świadkami walki niemal wszędzie tam, gdzie spodziewaliśmy się ją zobaczyć, a czasami również tam, gdzie w teorii nie miała prawa zaistnieć. A jednak kiedy staną na starcie ostatniego, decydującego górskiego odcinka Tour de France, najsilniejszą trójkę dzielić będzie w klasyfikacji generalnej mniejsza różnica czasowa niż ta odnotowana po otwierającej wyścig jeździe indywidualnej na czas. Ponieważ sama nie byłabym w stanie wystawić jutrzejszemu etapowi lepszej rekomendacji, tym razem zainspirowana oszczędnością Christiana Prudhomme powstrzymam potok słów już w tym momencie i przejdę do rzeczy.

Oto, co na temat 18. etapu 104. edycji wyścigu Tour de France mieliśmy do powiedzenia jeszcze przed rozpoczęciem imprezy:

20 lipca 2017 – Etap 18: Briancon › Izoard 178 km

Fascynujący krajobraz, zdumiewające okoliczności. Pokonywany od legendarnej południowej strony Col d’Izoard (14,1km, 7.3%) po raz pierwszy w historii (!!!) gości metę etapu Wielkiej Pętli, jednocześnie dźwigając na swoich barkach presję bycia jedynym finiszem na podjeździe tegorocznej edycji wyścigu, który może cokolwiek wnieść w odniesieniu do ostatecznego kształtu klasyfikacji generalnej. Występujący w roli subtelnej przygrywki Col du Vars (9.3km, 7.5%) również do najłatwiejszych nie należy. Tu nie będzie miejsca na kreatywność, inwencję twórczą i taktyczne przepychanki. Zwycięży najlepszy góral tegorocznej edycji Tour de France.

Debiutując jako finał górskiego etapu Tour de France, Col d’Izoard (2360m) stanie się trzecią najwyżej położoną po Col du Galibier (2642m) i Col du Granon (2413m) przełęczą, która dostąpiła takiego zaszczytu.

Pokonywanie go od południowej strony oznacza, że areną walki stanie się legendarne La Casse Déserte, zapewniając w mojej subiektywnej ocenie drugą najbardziej niezwykłą scenerię do stoczenia batalii na francuskich wzniesieniach po księżycowym Mont Ventoux.

Jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu napisałam, że Izoard pełnić będzie rolę jedynego znaczącego finiszu na podjeździe tegorocznej edycji Wielkiej Pętli. I chociaż pas startowy w Peyragudes pozytywnie mnie zaskoczył, podtrzymuję swoją opinię, że dopiero jutrzejszy podjazd dnia zapewni rywalizującym zawodnikom wszystkie niezbędne narzędzia do zrobienia różnicy pozwalającej wygrać wyścig.

Średnie nachylenie Col d’Izoard to „zaledwie” 7.3%, jednak ta wartość w najmniejszym stopniu nie oddaje rzeczywistego poziomu trudności tego wzniesienia. Pierwsze kilometry wspinaczki są bardzo łagodne, jednak mniej więcej od połowy 14-kilometrowego podjazdu dominującym kolorem na obrazującym go profilu staje się ukochana przez nas czerń. Góra odpuszcza na moment, oferując wytchnienie na krótkim zjeździe, jednak po nim nastąpi piekielnie trudny odcinek o długości 2500 metrów, który może zadecydować o ostatecznym wyglądzie podium w Paryżu.

Odjazd dnia jak zwykle zaistnieje i znajdzie się w niej dzielny Warren Barguil (Team Sunweb), ponieważ Primoz Roglic (LottoNL-Jumbo) posiada jeszcze matematyczną szansę na odebranie mu koszulki w czerwone grochy. Przyłączą się niezmordowany Thomas De Gendt (Lotto Soudal) i Bauke Mollema (Trek-Segafredo), jednak trudno mieć wątpliwości, że jutro pierwsze skrzypce grać będą zawodnicy rywalizujący o odniesienie zwycięstwa w całym wyścigu.

Chris Froome (Team Sky) posiada przewagę nad depczącymi mu po piętach rywalami wynikającą z pozostającego do rozegrania odcinka jazdy indywidualnej na czas. Przynajmniej przy założeniu, że Kolumbijczyk z Urrao nie odnajdzie swojej życiowej dyspozycji w tej dyscyplinie, zagubionej gdzieś wśród winnic Barbaresco i Barolo. Można jednak przypuszczać, że Brytyjczykowi zależeć będzie na podkreśleniu swojej supremacji w tegorocznej edycji wyścigu poprzez odniesienie etapowego zwycięstwa, a tym samym uprawomocnienie swojego czwartego w karierze sukcesu w Tour de France. Jak dotąd częściej znajdował się na tyłach głównej grupy niż wychylał się przed nią, a Izoard oferuje mu ostatnią szansę na podkręcenie pozbawionego fantazji stylu.

Ataki w Alpach szumnie zapowiadał Romain Bardet (Ag2r-La Mondiale), i chociaż już dzisiaj podjął pewne próby, trudno było je potraktować w pełni poważnie. Zamiast przebrać się w żółtą koszulkę, Francuz spadł na 3. miejsce w klasyfikacji generalnej, dlatego jutro zmuszony będzie wytoczyć wszelkie działa i wykorzystać wymagający dużej dynamiki finisz, idealnie wpisujący się w jego charakterystykę.

Rigoberto Uran (Cannondale-Drapac) niczego nie zapowiadał, ale jak dotąd to on najczęściej ze wszystkich kandydatów do odniesienia zwycięstwa w wyścigu znajdował się we właściwym miejscu we właściwym czasie. Mimo że dwukrotnie stawał na podium Giro d’Italia, formą w górach jeszcze nigdy w swojej długiej już karierze nie zbliżył się nawet do prezentowanego obecnie poziomu. Podobnie jak na Peyragudes, na jutrzejszym finiszu może ulec francuskiemu rywalowi, jednak jeśli zły dzień nie przydarzy mu się w najgorszym możliwym momencie, powinien pozostać w grze. A może jeszcze raz wszystkich zaskoczy?

Dzięki nadprogramowej świeżości Fabio Aru (Astana) błyszczał w pierwszej fazie rozgrywania wyścigu, jednak brak odpowiedniej liczby dni wyścigowej prędzej czy później musiał się zemścić na ekspresyjnym w zakresie mimiki twarzy Włochu. Jeśli zdoła zregenerować siły, będzie musiał postawić jutro wszystko na jedną kartę, jednak bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym walczy on o utrzymanie 4. pozycji w klasyfikacji generalnej ze stanowiącym jego stoickie przeciwieństwo Mikelem Landą (Team Sky).

Pozostaje mi już tylko wspomnieć o ataku z dystansu Alberto Contadora (Trek-Segafredo).

 

Pełną zapowiedź 104. edycji Tour de France można znaleźć > tutaj.

Mapy i profile tutaj

Lista startowa tutaj

Plan transmisji TV > tutaj

Poprzedni artykułTour de Pologne 2017 Live From Start to Finish
Następny artykułSzef UCI wystartuje w Tour de Pologne Amatorów!
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Xedron
Xedron

Bardet wcale nie spadł z trzeciej pozycji w klasyfikacji generalnej, tylko na niej pozostał. Ze straty pięciu sekund do Aru ma ten sam czas co Uran, ale Włocha za sobą 😉 Bardet stoczy jutro zaciętą walkę o zwycięstwo etapowe z Froomem i życzę jemu wygranej, skoro w generalce przegra z brytyjczykiem.

Tomasz Pe
Tomasz Pe

Pani Aleksandro jak zwykle trafiająca w punkt i świetnie napisana zapowiedź!