Po tym, jak Bryan Coquard poinformował Jeana Rene Bernaudeau, że chce odejść z ekipy po zakończeniu sezonu stało się jasne, że Francuz nie może być pewien swojego miejsca w składzie na Tour de France. Warunkiem miało być zwycięstwo etapowe w Criterium du Dauphine.
„Jeśli da nam gwarancję to pojedzie. Gwarancję, czyli zwycięstwo etapowe na Dauhpine. Pokonanie Demare’a będzie dobrą wiadomością” – mówił Bernaudeau przed startem drugiego etapu wyścigu. Zwycięstwa nie było, a Coquard ukończył zmagania na 10. miejscu podczas drugiego dnia rywalizacji, a dzień później zawodnik Direct Energie ponownie był pokonany przez Demare’a. Ostatnią szansą był 5. etap do Macon, gdzie znów Coquard musiał uznać wyższość swojego rodaka.
„Gwarancja nic nie znaczy. Czytałem w gazetach o tej gwarancji. Jeśli warunkiem startu w Tourze jest zwycięstwo etapowe to zbyt wielu zawodników tam nie wystartuje. Myślę, że idzie mi całkiem nieźle, teraz Jean – Rene [Bernaudeau] zadecyduje, cokolwiek. Mam nadzieję, że nie spędzę lipca jedząc kiełbasy.”
– skomentował Coquard.
Współpraca Francuza z Bernaudeau trwa od momenty, gdy 18-letni Coquard jeździł w grupie Vendee U. W trakcie trwającej już 4,5 roku zawodowej karierze Le Coq odniósł ponad 30 zwycięstw, ale od czasu gdy oznajmił dyrektorowi sportowemu Direct Energie, że nie zamierza przedłużać kontraktu ich relacje uległy znacznemu pogorszeniu.
„Rozmawiamy, rozmawiamy. Niestety nie o trudnych sprawach. Dyskutujemy o wielu rzeczach, ale nie o moim miejscu w składzie na Tour de France. On wie co ja o tym myślę – chcę jechać. Voila, od niego zależy decyzja.”
-podsumował Coquard w rozmowie z dziennikarzami podczas Delfinatu.