Pierwszy etap Vuelta a San Juan padł łupem Fernando Gavirii (Quick Step Floors), ale nie wszyscy zawodnicy mieli na finiszu równe szanse z młodym Kolumbijczykiem.
Niecałe dwa kilometry przed metą droga rozdzielała się w dwóch kierunkach i część zawodników skręciła w złą stronę. Kłopot wynikał z faktu, że tuż przed startem dokonano zmiany w końcówce etapu, a organizatorzy nie zdążyli tej zmiany zaimplementować w książce wyścigu. Problem spotęgowali także ochroniarze, których przede wszystkim było za mało, a jeden z nich został zasłonięty przez motocykl w kluczowym momencie, a dodatkowo sam do końca nie wiedział w którą stronę kolarze powinni jechać.
Na nagraniach z finiszu widzimy, jak część zawodników pojechała w prawo (tak jak pierwotnie było to opisane w książce wyścigu), a część już w lewo, czyli tak jak organizatorzy wytyczyli po zmianach w trasie. Cała sytuacja wyszła o tyle kuriozalnie, że błędny kierunek obrał także motocykl z kamerzystą…
Kolarze, którzy pojechali w złą stronę musieli w końcówce przeskakiwać przez barierki, aby ukończyć etap. Sędziowie postanowili, że otrzymają oni tak sam czas jak zwycięzca etapu. O tym jak cała sytuacja wyglądała opowiada sprinter Trek – Segafredo Boy van Poppel:
„Po prostu jechałem za moim kolegą Marco Coledanem. Byliśmy na 7-8 pozycji na ostatnim kilometrze, wszystkie samochody pojechały prosto, a po dwustu metrach zauważyliśmy peleton po drugiej stronie ulicy. Nie było żadnej barierki, która by nas skierowała w odpowiednią stronę. To rozczarowujące, bo grupa pracowała bardzo mocno i mieliśmy dobrą pozycję do walki o czołowe lokaty.”
