Fot. Marek Bala / naszosie.pl

Paweł Poljański (Bora-hansgrohe) jak przysłowiowy cień podąża za Rafałem Majką, stając się jednocześnie coraz bardziej cenionym pomocnikiem w peletonie. O przeszłości w Tinkoff, celach na rok 2017 oraz podejściu do roli domestique, rozmawialiśmy z „Poljanem” podczas zgrupowania niemieckiej ekipy w Palma de Mallorca. 

Jak oceniasz swój trzyletni pobyt w drużynie Tinkoff?

Pierwszy rok to była dla mnie nowość, bo to był mój pierwszy zawodowy kontrakt. Osobiście dużo zawdzięczam Bjarne Riisowi, człowiekowi, który nauczył mnie kolarstwa. Gdy jesteś młody i trafisz na kogoś, kto wie o tym sporcie wszystko, to jest to znakomita okazja. Gdy Oleg Tinkov wyrzucił Bjarne, to w Tinkoff zaczęło się komplikować. Drużynie nie brakowało pieniędzy, ale pogorszyły się kwestie organizacyjne i mentalne przygotowania zawodników. Dla Tinkova posiadanie kolarskiej ekipy było przygodą, a nawet zabawą, zaś dla nas była to praca. O tym, że ta przygoda się skończy wiedzieliśmy rok wcześniej i to także popsuło atmosferę w drużynie. Mimo wszystko jednak do Olega Tinkova trzeba mieć szacunek za to, że miał pasję i wykładał prywatne pieniądze na kolarstwo. Tacy ludzie są tej dyscyplinie potrzebni. Natomiast wracając do spraw czysto sportowych, to zdecydowanie przez te trzy lata dużo się nauczyłem i zdobyłem doświadczenie. Ostatni rok był dla mnie beznadziejny, ale taki jest sport.

Wydaje się, że w drużynie Tinkoff nie było dostatecznej liczby silnych pomocników, którzy mogliby pomóc wygrać swojemu liderowi na przykład Tour de France. Czy twoim zdaniem Bora-hansgrohe zdoła wystawić na tyle silny skład, by być konkurencyjną ekipą w trzytygodniowym wyścigu?

Myślę, że skład na Tour de France będzie całkiem silny, bo jest chociażby Leopold König, jest także kilku innych młodych zawodników, ale nie oszukujmy się, nie mamy tak silnego składu jak Team Sky, który wystawia kolarzy, spośród których większość może walczyć o najwyższe lokaty. Należy pamiętać, że Bora-hansgrohe powstała na bazie innej drużyny – Bory-Argon 18 – z którą niektórzy kolarze mieli ważne kontrakty. Myślę, że w kolejnych latach to się zmieni. Ale ostatecznie i tak powinno być lepiej niż w Tinkoff.

W 2015 roku byłeś liderem drużyny Tinkoff w Tour de Pologne. Po wyścigu powiedziałeś, że nie byłeś jeszcze na to gotowy. Czy od tego czasu w jakiś sposób dojrzałeś, zmieniłeś się mentalnie?

W tamtym roku wiele razy dostawałem wolną rękę, ale jednocześnie zawsze uważałem i nadal uważam, że nie mam jakiegoś super talentu do kolarstwa, jak na przykład Rafał Majka, bym mógł wygrywać największe wyścigi. Mówiąc szczerze dobrze czuję się w roli pomocnika, ponieważ nie lubię stresu, ani w życiu zawodowym, ani w życiu prywatnym. Trzy lata w Tinkoff pracowałem dla Alberto Contadora, Petera Sagana i Rafała Majki. Gdy wykonam dobrą robotę w wielkim tourze, to daje mi to satysfakcję. Pewnie zdarzy się, że w jakichś mniejszych wyścigach bez Rafała będę mógł pojechać dla siebie, ale nie myślę o tym priorytetowo. Najpierw pomoc innym, a w drugiej kolejności ściganie dla siebie.

Fot. Marek Bala / naszosie.pl
Fot. Marek Bala / naszosie.pl

Jednak twoja wartość w peletonie bezdyskusyjnie wzrosła. 

Gdy kończyły mi się kontrakty z Tinkoff, dwukrotnie otrzymałem propozycję przejścia do drużyny, w której miałbym szansę jeździć dla siebie. Mimo to wybierając ekipę patrzyłem na to, by ścigać się Rafałem, Maćkiem Bodnarem, by był Arek Wojtas. Dobrze się dogadujemy, panuje dobra atmosfera i to jest dla mnie najważniejsze.

Abstrahując od kwestii pełnienia roli lidera – niejednokrotnie widzieliśmy, że na podjazdach potrafisz nadawać bardzo wysokie tempo. Chodzi ci po głowie, aby któregoś dnia uciec i spróbować wygrać etap na wielkim tourze? 

Tak, miałem już nawet ku temu okazję na hiszpańskiej Vuelcie, ale czasami czegoś zabrakło, a innym razem musiałem czekać na Rafała. Tak, jak powiedziałem wcześniej – niczego nie żałuję i bardzo dobrze czuję się w roli pomocnika. Zawsze powtarzam, że w peletonie każdy musi mieć swoją rolę. Cieszę się, że moje umiejętności dostrzegają inne drużyny i w rezultacie nigdy nie miałem problemu z podpisaniem kontraktu.

Jaki jest twój kalendarz startów na sezon 2017?

Zacznę od Challenge Mallorca, a następnie pojedziemy na zgrupowanie wysokogórskie do Sierra Nevada. Gdy stamtąd wrócimy wystartujemy w Tirreno-Adriatico lub Paryż-Nicea, potem w Katalonii, Romandii i Kalifornii. Jeszcze przed Tourem pojedziemy na drugie zgrupowanie na wysokości. W tym roku dwoma najważniejszymi dla nas wyścigami są Tour i Vuelta.

W czasie przygotowań do sezonu z pewnością kontrolujecie dyspozycję za pomocą różnych testów. Jak się czujesz w tym momencie?

Przede wszystkim bardzo dobre jest to, że już trzeci rok z rzędu możemy pracować z tym samym trenerem – Patxim Vilą, który wszystko kontroluje. U mnie wszystko jest w porządku, testy się poprawiają, z czego się cieszę, bo w związku z tym, że po Giro właściwie się nie ścigałem, obawiałem się o swoja formę. Okres przygotowawczy zacząłem trochę wcześniej i na dzień dzisiejszy wszystko jest OK. Najwyższa forma ma przyjść w lipcu. Droga do Touru jest długa, a po drodze nie mamy wielu wyścigów, w sumie więcej czasu spędzimy w wysokich górach niż na wyścigach. W tym roku wybraliśmy też inne miejsca na takie obozy, ponieważ w ubiegłym roku okazało się, że góry na Cyprze były za niskie.

Paweł Poljański - Bora hansgrohe
Fot. Marek Bala / naszosie.pl

Czy zgrupowania na wysokości rzeczywiście pozwalają efektywniej trenować?

Na wysokości można więcej trenować, a regeneracja przebiega szybciej, jednak trzeba to robić z głową. Trzeba wiedzieć, w którym momencie zakończyć trening. Ja szczerze mówiąc kompletnie się na tym nie znam, ale bardzo ufam naszemu trenerowi, który nad tym wszystkim czuwa.

Masz już spore doświadczenie i z pewnością obserwujesz to, że coraz bardziej popularne stają się pomiary mocy. Uważasz, że są one niezbędne, czy jednak czasami można po prostu posłuchać swojego organizmu i nie spoglądać na cyfry?

Ja osobiście za technologią nie przepadam, ale nie da się uniknąć jej rozwoju i wpływu. To wszystko jest potrzebne, ale trzeba pamiętać, że żadne cyfry nie powiedzą ci, ile potrzebujesz czasu na regenerację. Trzeba używać przede wszystkim głowy, korzystając jednocześnie z technologicznych nowinek, które bądź co bądź się przydają.

Dziękujemy za rozmowę. 

Na Majorce rozmawiali Marta Wiśniewska i Marek Bala

 

 

Poprzedni artykułAmanda Spratt pierwszą liderką Santos Women’s Tour 2017
Następny artykułKolarstwo gra z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy 2017!
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments