Chociaż większość kompletów medali została już rozdana, emocje związane z Mistrzostwami Świata w Katarze sięgną szczytu dopiero ostatniego dnia ich rozgrywania. To w niedzielę poznamy mistrza świata elity mężczyzn, który dostąpi zaszczytu rywalizowania w tęczowej koszulce i stanie się twarzą kolarstwa szosowego na kolejnych 12 miesięcy.  

Jaki będzie ten wyścig? Nietrudno sobie wyobrazić. Kto zwycięży? Udzielenie odpowiedzi na to pytanie zazwyczaj jest bardziej skomplikowane…

Rozgrywane w ostatnich dniach wyścigi innych kategorii potwierdziły wszystko, co domniemywaliśmy o katarskiej imprezie jeszcze przed jej rozpoczęciem. Jest gorąco. Jest płasko. O kolejności na linii mety decyduje sprint z peletonu.

Pisząc ten tekst nie znam jeszcze wyników rywalizacji Pań – które, jak wiemy, lubią wprowadzić element chaosu – jednak niezależnie od jej rezultatu w ciemno możemy obstawiać, który z możliwych scenariuszy zostanie wprowadzony w życie w niedzielę.

Pochylmy się jednak na moment nad alternatywnym wariantem – dobrze znanym przede wszystkim z wielkich tourów atakiem z (większej lub mniejszej) odległości. W suchej, płaskiej i pozbawionej łączności radiowej rzeczywistości Kataru, zaczepne akcje z dystansu są z góry skazane na niepowodzenie. Jeśli rozważamy natomiast atak wewnątrz ostatniego kilometra, drużyny zainteresowane sprintem wydają się zbyt silne i zdeterminowane, by dać się zaskoczyć.

Wracając jednak do najbardziej prawdopodobnego scenariusza, czekamy na mało ekscytujący wyścig zakończony sprintem. Wspieramy się przy tym nie tylko rozstrzygnięciami z minionego tygodnia, ale nowożytną historią Mistrzostw Świata. W ciągu ostatnich dwóch dekad, impreza trzykrotnie rozgrywana była na płaskich trasach, w Zolder, Madrycie i Kopenhadze, za każdym razem kończąc się w najbardziej przewidywalny z wyobrażalnych sposobów. Warto przy tym zaznaczyć, że żadna z tych rund nie była tak monotonnie płaska, jak ta wytyczona na odbywającą się właśnie edycję imprezy.

Poza zapewnieniem triumfatorowi przywileju występowania w pożądanej tęczowej koszulce przez kolejnych 12 miesięcy, wyścig ze startu wspólnego Mistrzostw Świata tym różni się od pięciu największych imprez jednodniowych sezonu, że zazwyczaj rozgrywany jest na rundach (i każdorazowo w innej lokalizacji). Organizatorzy nalegali jednak, by obok skwaru również wiatr odgrywał kluczową rolę dla losów niedzielnej rywalizacji. Właśnie dlatego tegoroczna edycja będzie powrotem do rozwiązania realizowanego w latach 2010 – 2013, w którym do finałowej pętli prowadził długi odcinek trasy wiodącej przez (mniej lub bardziej) malownicze okolice miasta organizującego imprezę.

Wyścig rozpocznie się w położonym w centrum stolicy Kataru Aspire Zone, gdzie zawodnicy pokonają pierwszych kilka kilometrów osłonieni od wiatru przez strzeliste budynki północnych przedmieść Dohy.

Po wyjeździe z miasta kolorowy peleton uda się w kierunku północnym, a po minięciu kompleksu sportów motorowych w Lusail znajdzie się na pozbawiającej złudzeń i motywacji pustyni. Ciągnąca się przez nią szosa stroni od jakichkolwiek urozmaiceń, nawet w postaci wyodrębnionych na mapie zakrętów, a zawodnicy opuszczą ją dopiero po pokonaniu 70 kilometrów, zawracając w kierunku stolicy Kataru na wysokości miejscowości Abu Yaroul.

Od tego momentu podążać będą trasą wiodącą wzdłuż wybrzeża Zatoki Perskiej. Tam do rywalizacji powinien włączyć się wiatr i bezlitośnie nękać mniej zaznajomionych z belgijskimi klasykami sprinterów, aż do wjechania na dobrze znaną pętlę w The Pearl.

Finałowa runda o długości 15.2km pokonana zostanie siedmiokrotnie, ku uciesze garstki widzów zgromadzonych w okolicach linii mety. Podobnie jak pokonany wcześniej odcinek prowadzący przez pustynię będzie kompletnie płaska, lecz w odróżnieniu od niego pozbawiona linii prostych.

Na ostatnie 3500 metrów antycypowanej rywalizacji sprinterów złoży się ciasny nawrót (3300m), zakręt w lewo (3000m), rondo (1500m) i kolejny nawrót (1000m). Po pokonaniu flamme rouge na zawodników czeka już tylko szeroka, wiodąca po delikatnym łuku droga i samobójczy atak Fernando Gavirii.

Runda w The Pearl wykorzystana została podczas finałowego etapu tegorocznej edycji Tour of Qatar, podczas którego Alexander Kristoff minimalnie pokonał w sprincie Marka Cavendisha.  W stosunku do wykorzystanej wówczas trasy została jednak nieco uproszczona oraz pozbawiona elementów mogących zagrażać zdrowiu kolarzy.

katar-elita

Z wirusem czy bez, po fenomenalnym występie w tegorocznej edycji Wielkiej Pętli faworytem niedzielnej rywalizacji będzie Mark Cavendish. Jego główny rywal? Andre Greipel, jeśli tylko piekielnie silna niemiecka drużyna zjednoczy się wokół swojego kapitana. Pretendentami do zajęcia niższych stopni podium będą Marcel Kittel, Alexander Kristoff i Peter Sagan, a czarnych koni należy upatrywać w Dylanie Groenewegenie i Fernando Gavirii.

Widzą to Państwo inaczej? Alternatywną i pogłębioną analizę pretendentów do tytułu można znaleźć tutaj.

Poprzedni artykułMark Cavendish: „Gdybym nie wierzył, że mogę wygrać, nie byłoby mnie tutaj”
Następny artykułBradley Wiggins nie wywiązał się z obowiązku podania miejsca pobytu
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Mirek
Mirek

Sagan i tylko Sagan!

Wojtek
Wojtek

Skład polskiej reprezentacji dowodzi, że nie zależy nam na wyniku. Pan Wadecki wziął swoich z CCC, z którymi w tym roku Verva i Wibatech robili co chcieli. Cóż, cieszmy się z jazdy zawodników innych krajów, bo nasi polegną z kretesem.

MGR
MGR

Skoro Kittel z Greipelem skończyli tragicznie, to znaczy, że Cavendish również nie ma szans, gdyż to nie jest wyścig dla typowych sprinterów. Sagan jest mocniejszy ale Van Avermaet ma silną ekipę i to on po zdobyciu mistrzostwa olimpijskiego będzie również mistrzem świata.