Mistrz świata z Florencji zdecydował, że walka w o klasyfikację generalną nie jest dla niego i wraca do gry o etapowe „skalpy”.
Rui Alberto Faria da Costa to ten specyficzny typ kolarza, który jest odrobinę zbyt błyskotliwy i zbyt mocny, by mieli z nim szansę pozostali „artyści-ucieczkowicze”, a jednocześnie nie jest wystarczająco silny, by mieć realne szanse w rywalizacji ze specjalistami od wyścigów etapowych. W każdym razie poza granicami Szwajcarii.
Po dwóch latach nierównych zmagań z przeznaczeniem, sympatyczny Portugalczyk postanowił ponownie skoncentrować się na tym, co robi najlepiej. Czyli wygrywać pagórkowate etapy Tour de France z metą w Gap.
– Postanowiłem zmodyfikować moje plany na tę imprezę i ponownie skoncentrować się na zwycięstwach etapowych, – powiedział Cyclingnews kolarz Lampre-Merida. – Moja forma jest lepsza, niż się tego spodziewałem.
Portugalczyk nakreślił również swoje plany na resztę obecnego sezonu, które wydają się znacznie bardziej realistyczne niż miało to miejsce w dwóch poprzednich latach. Cwany Costa sprytnie rozgrywający końcówki etapów czy wyścigów jednodniowych nawet z wyjątkowo wyselekcjonowanej grupy liderów [Florencja 2013] to znacznie bardziej ekscytujące widowisko, niż obraz Portugalczyka walczącego o życie, by i tak wycofać się w ostatnim tygodniu Wielkiej Pętli.
– Po pierwsze chcę się dobrze zaprezentować Kraju Basków, po czym chcę z powodzeniem rywalizować w Ardenach. Moimi kolejnymi wyścigami będą Tour de Romandie, a następnie Tour de Suisse lub Dauphine. Tour de France pojadę jednak z innymi ambicjami. Później przyjdzie czas na start w wyścigu ze startu wspólnego Igrzysk Olimpijskich, który jest znacznie trudniejszy, niż ma to miejsce zazwyczaj. Moim celem na tę imprezę jest co najmniej stworzenie atrakcyjnego widowiska, – zakończył.