Jeśli ktoś wcześnie położył się wczoraj spać i przeoczył końcówkę mistrzostw świata to pragnę uświadomić – nowym posiadaczem tęczowej koszulki został Peter Sagan. Jakim mistrzem będzie kolarz będący wiecznie drugi?
Kilka dni przed tygodniem rywalizacji w Richmond na Twitterze w kolarskim gronie dyskutowaliśmy o klątwach, zwłaszcza o tej dotyczącej tęczowej koszulki. Na pytanie o to jaką klątwę ma Sagan padło ciekawe stwierdzenie, że…samego siebie.
Mając w pamięci początek 2010 roku i piorunujące wejście dwudziestoletniego Słowaka do światowego peletonu można się dziwić jak to się stało, że serie zwycięstw przerodziły się w serię „tylko” wysokich miejsc? Dość powiedzieć, że pierwsze zwycięstwo w tym roku podczas Tirreno – Adriatico poprzedziło dziewięć miejsc w Top5! To wydawał się być punkt zwrotny dla Sagana. Doszły kolejne wygrane w Tour de Suisse i jednym z ulubionych wyścigów Słowaka, czyli Tour of California. Aż przyszła Wielka Pętla…
Czy znaleźlibyśmy kolarza, który po zdobyciu czwarty raz z rzędu zielonej koszulki na Tour de France nie byłby jakoś specjalnie usatysfakcjonowany? Ciężko dziwić się Saganowi, że ten sukces nie cieszył go tak bardzo, zwłaszcza, że podobnie jak w roku 2014, zapewnił sobie wygraną w klasyfikacji punktowej bez choćby jednego wygranego etapu.
Teraz te wszystkie „czarne” serie można schować między bajki. Ilekroć słyszymy z ust kolarzy, że mogliby zamienić wszystkie swoje wygrane w karierze za sukces w mistrzostwach świata – zdobył go Sagan. Ten Sagan, który przed mistrzostwami był delikatnie wyśmiewany, że walka na mistrzostwach będzie się toczyć o złoto i brąz, bo srebro z urzędu przysługuje Słowakowi. Sagan, który w gronie faworytów był wymieniany tak naprawdę tylko dlatego, że należałoby go wymienić. Bo wśród faworytów do wygranej jest zawsze i …zazwyczaj na tym się kończyło.
Cieszy mnie ogromnie ten sukces. W czasach, gdy kolarstwo zmierza w stronę cyfr, pomiarów mocy, elektroniki, a zawodnicy (nie tylko kolarze rzecz jasna) oprócz obowiązkowych podziękowań dla kolegów z drużyny w wywiadach mówią frazesy i formułki przygotowane przez sztab PR mistrzem świata został człowiek…taki jak Twój dobry kumpel.
Pójdziesz z nim na piwo.
Poderwiesz z nim dziewczyny.
Powygłupiasz się na rowerze.
Zrobisz selfie z wyjścia na miasto.
Jedynie będziesz się na niego strasznie wkurzać, bo dziewczyny wolą jego od Ciebie.
No i do tego jest mistrzem świata.
Być może doczekaliśmy się mistrza świata innego niż wszyscy do tej pory. Każdy oczekuje, że tęczowy trykot powinno się traktować z należytym pietyzmem, bo to ogromna odpowiedzialność. Biorąc pod uwagę choćby powyższe zdjęcia można zastanawiać się nad tym czy Sagan będzie należycie reprezentował koszulkę mistrza globu.
A może to i lepiej? Może to właśnie takiej postaci kolarstwo potrzebuje na tym etapie walki o przywrócenie odpowiedniej reputacji? Zamiast cyborga patrzącego na wykresy mocy potrzebny jest wariat robiący wheelie na podjeździe pod Alpe d’Huez? Tęczowy trykot teraz będzie widoczny przez cały rok. Nawet jeśli Sagan nic nie wygra (zamieni swoją klątwę na tęczową klątwę?) to można być pewnym, że koszulka mistrza świata będzie widoczna w każdym wyścigu. Nawet jeśli nie na przedzie, to Piotrek zrobi coś, żeby zauważyć go nawet w grupetto.
Ja to kupuję. Jeśli ktoś Sagana nie lubi będzie musiał przeżyć przynajmniej rok 🙂
Poza tym… Widzieliście kiedyś mistrza świata robiącego wheelie? Ja chętnie zobaczę 🙂
Foto: usatoday.com / factorymedia.com / TT @petosagan / news.yahoo.com / deadspin.com