Brian Cookson twierdzi, że motorki w rowerach szosowych są bardzo prawdopodobne. Cała sprawa zaczyna być, mówiąc delikatnie, śmieszna, gdyż motorki są jak niezidentyfikowane obiekty latające – wszyscy o nich wiedzą, nikt nie wie jak wyglądają…

Nasze informacje są takie, że motorki są bardzo prawdopodobne. Nie mamy żadnych dowodów, ale jesteśmy bardzo zaniepokojeni, że one mogą być, że jest taka możliwość. Raport CIRC pokazał, że to może być kolejne pole do popisu dla oszustów. Z tego powodu musimy uznać to za zagrożenie i powinniśmy to sprawdzać regularnie.

– to słowa szefa UCI w wywiadzie udzielonym portalowi Cyclingtips.

Sprawa motorków zrobiła się głośna w 2010 roku, gdy włoski dziennikarz, były kolarz zawodowy, Davide Cassani oskarżył Fabiana Cancellarę o stosowanie dodatkowego napędu. Wtedy wydawało się, że doniesienia Cassaniego są „tak głupie, że szkoda o nich gadać”, jak to ujął barwnie Spartakus.

Po Mediolan – San Remo prześwietlono ponad trzydzieści rowerów i nie znaleziono nic. Cookson powiedział po tym, że:

Daliśmy znak w miniony weekend, że jesteśmy świadomi potencjalnego problemu. Nie zamierzamy stać bezczynnie i czekać. Nie pozwolimy, by ktoś zniszczył nasz sport tak, jak było to w przypadku dopingu.

Prezydent UCI sugeruje również, że potencjalne kary za motorki powinny być tak samo dotkliwe, jak za transfuzje krwi i EPO.

Światowa federacja podchodzi do sprawy na tyle poważnie, że zamierza nawet sprawdzać rowery, które były wymienione w trakcie wyścigu, niezależnie od tego, czy zmiana nastąpiła celowo, czy z konieczności, np. ze względu na defekt. Takie działania mają doprowadzić do tego, że kolarze mają się bać tego rodzaju oszustwa, bo prawdopodobieństwo wychwycenia ma być bardzo duże.

Ciężko jednoznacznie określić dziś, czy potęgowanie strachu przed montowaniem motorków jest krokiem w dobrą stronę. Na chwilę obecną nie było żadnego udokumentowanego przypadku takiego oszustwa. Jeśli faktycznie któryś z zawodników zdecyduje się na taki sposób „pomocy” to można być pewnym, że grożenie palcem prze UCI nikogo nie przestraszy. Być może przypadek Riccardo Ricco jest zbyt drastyczny, ale pokazuje, że kolarz – oszust nie bardzo martwi się o swoje życie. Jak w takim razie ma się przestraszyć grożenia palcem?

Photo: corvospro.com

Poprzedni artykułE3 Harelbeke: Największy sukces w karierze Gerainta Thomasa!
Następny artykułWielki pech Fabiana Cancellary! Szwajcar złamał dwa kręgi.
Licencjat politologii na UAM, pracuje w sklepie rowerowym, półamatorsko jeździ rowerem. Za gadanie o dwóch kółkach chcą go wyrzucić z domu. Jeśli już nie zajmuje się rowerami, to marnuje czas na graniu w Fifę. W trakcie Tour de Pologne zazwyczaj jest na Woodstocku.
Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Adam
Adam

Ręce opadają. Jak nie doping, to jakieś motorki. Czy ktoś naprawdę chce zniszczyć ten piękny sport? Po prostu niereformowalne towarzystwo.
Zero elektryki na pokładzie i tyle w temacie.
A jeżeli rzeczywiście, jak sugerował np. Tyler Hamilton w swojej „spowiedzi” wysiłek związany z rywalizacją, zwłaszcza w wielkich Toura’ach, jest nie do udźwignięcia dla zwyczajnie wytrenowanego sportowca, to może warto by uhumanizować kolarstwo. Nie wiem… dwa tygodnie zamiast trzech, krótsze etapy, łagodniejsze podjazdy.
Herezje?

road-racing.pl
road-racing.pl

Już widzę jak Franzuzi równają Galibier a Włosi Zoncolan;-) Bez koksów kolarze jeżdzą po prostu wolniej mają dni kryzysu zachowują się jak ludzie Spokojnie nie trzeba skracać Grand Tourów. Mało tego, obejrzyj sobie film o historii TDF Grand Toury już są skrócone;-)
Bez koksów za to nie będzie ataków od dołu Alpe de Huez

yorg
yorg

Ten Cookson powinien mieć „motorek” we wiadomym miejscu,a tak na poważnie,to jedyną rzeczą,która zabija prawdziwe kolarstwo,są druty radyjek,którymi różni tzw.dyrektorzy sportowi wiążą nogi kolarzom,realizując swoje chore wizje,zamiast pozwolić im, ścigać się po „swojemu”.