Ekipa BMC Racing na mecie dzisiejszego etapu Tour de France miała mieszane uczucia. Philippe Gilbert, wplątany w kraksę nie miał szansy zabłysnąć na finiszu, Cadel Evans natomiast uniknął kłopotów ale i tak nie udało mu się zwyciężyć.
Moim podstawowym celem było przebywanie z dala od problemów na trasie, drugim, dobry finisz. Zespół wspaniale mnie wspierał jednak w końcówce zwolniliśmy, przeciwko Saganowi niewiele można zrobić – stwierdził Evans na mecie.
Gilbert do Boulogne-sur-Mer dojechał z niemal 8 minutową stratą do zwycięzcy. Nic dziwnego, że nie miał on ochoty na rozmowy z dziennikarzami, jak zapewnił jednak dyrektor sportowy drużyny, John Lelangue, Gilbert nie odniósł poważniejszych obrażeń.
Pech Belga może być przewrotnie szczęściem Evansa, dla którego jak dotąd wszystko idzie dość gładko, a teraz pewnie zyska kolejnego pomocnika.
Musimy złapać swój rytm, rozkręcamy się i z pewnością na kolejnych etapach będzie coraz lepiej – podkreślił Evans – Wracamy do starych nawyków, Tour to wielki wyścig i damy z siebie wszystko, zabawa dopiero się zaczyna – zakończył.
Natalia