Na jedną krótką chwilę podczas zjazdu z Bosbergu, wydawało się że Philippe Gilbert (Omega Pharma-Lotto) po raz pierwszy w karierze wygra Tour of Flanders. Jego ataku nie przetrwał nikt, jednak gdy przewaga Belga zaczęła spadać, postanowił zaczekać na resztę zawodników i odłożył swoje marzenia na kolejny rok.
„Starałem się atakować na Bosbergu, myślałem że to najlepsze miejsce by odjechać”, powiedział Gilbert na schodach autobusu zespołu po zakończeniu wyścigu. „Szybko zyskałem dziesięć sekund, ale potem przewaga ustabilizowała się, a gdy zaczęła spadać postanowiłem czekać. W pojedynkę nie było sensu dalej uciekać”.
„W końcówce było bardzo chaotycznie. Wszyscy atakowali, patrzyli na siebie, zwalniali – to było męczące”, powiedział. „Myślę, że to zupełnie inny wyścig niż ten z ubiegłego roku, było dużo więcej zawodników którzy rywalizowali o zwycięstwo”.
Gilbert ostatecznie przekroczył linię mety jako dziewiąty i przyznał że nie miał już sił. „Nawet nie miałem sił wstać z siodełka i finiszować, byłem nieżywy„, zaśmiał się. „Nie mogłem stanąć w korby, wszędzie łapały mnie skurcze”.