Bartosz Huzarski
Bartosz Huzarski

8 etap Giro d’Italia:

„Dzisiaj peleton zawitał w Bergamo i dobrze bo szybko zbliżamy się do pierwszego z dni wolnych, to zawsze jakiś wyznacznik tego że sporo już za nami ale niestety jeszcze sporo do przejechania, nie mniej jednak zawsze oddech można złapać.

Ja dzisiaj czułem się średnio, odczuwam zmęczenie po wczorajszym etapie, co akurat dziwne nie jest. Od startu było bardzo mocne tempo, na honorowym rozmawiałem trochę z Sylwkiem, jak zaczęła się zabawa i znaleźliśmy się w wężu powiedziałem – dobra pogadamy jak się trochę uspokoi. Faktycznie, zamieniliśmy jeszcze może ze 3 zdania gdzieś w okolicy 120 km i tyle – nie uspokoiło się. Dzisiaj tempo w peletonie nadawało Lampre, liczyli na Cunego, w sumie końcówka pod niego, niestety lekko się przeliczyli (był 7). A szkoda bo odjazd pojechał dobry, od nas był Visconti wiec już myślałem, że będzie w miarę spokojnie i sobie odpocznę. Niestety ja też się przeliczyłem i musiałem trochę pocierpieć, w sumie to tak do 165 km, gdy zaczął się jeden z ostatnich podjazdów szybko padło hasło grupetto, nie zastanawiałem się nawet dwie sekundy, od razu mała płyta i odpoczynek. Fajnie to brzmi odpoczynek a na liczniku prawie dwie stówki, tym bardziej, że etap wyszedł o 7 km dłuższy. Ale tak jak mówiłem, szarpać się na takie końcówki etapów nie ma po co, jak jest możliwość trzeba łapać oddech, to mój pierwszy tak długi wyścig i nie wiem co się ze mną będzie działo w drugim i trzecim tygodniu a nie ukrywam że czasówkę w Rzymie chciałbym wystartować.

Dzisiaj to tyle, idę spać, jutro start o 13:30 więc można tak do 10 bez grzechu pospać, po ośmiu etapach organizmowi się należy.”

7 etap Giro d’Italia:

„No tak – można powiedzieć 1:0 dla peletonu, nie wiele dzisiaj zabrakło do szczęścia bo wystarczyło zacząć zjazd z pół minutową przewagą nad peletonem i pierwsza dycha na etapie pewna.

Ale od początku: nie atakowałem pierwszy, żeby nie było, że amatorką zalatuje, nie planowałem tego również jakoś tak po prostu wyszło. Dzisiaj po prostu peleton chciał coś odpuścić co dziwne nie jest bo do przejechania 244km. W odjeździe współpraca układała się bardzo dobrze, pojechaliśmy dobrze taktycznie, gdy zrobiła się spora przewaga trochę zwolniliśmy żeby nas zbytnio nie gonili, następnie mieliśmy trochę przyspieszyć ale zaczęło tak wiać, że chwilami jechaliśmy 35 km/h i było strasznie ciężko. Dodaliśmy jeszcze troszkę gazu resztkami sił w końcówce z nadzieją, że uda nam się zacząć zjazd z choć minimalną przewagą nad peletonem. Niestety dogonili nas dosłownie 500 metrów przed premią górska. Po tym wziąłem z samochodu ciepłe ciuchy stanąłem się ubrać i spokojnie do mety. Dzisiaj się nie udało ale może następnym razem się uda, w każdym razie na pewno trzeba próbować dalej.”

6 etap Giro d’Italia:

„Dzisiaj o 10:45 wystartowaliśmy do pierwszego na tegorocznym giro etapu o długości ponad 200 km (246km). Od startu było bardzo mocne tempo, nie mógł odjechać żaden odjazd, pewnie dlatego że zbyt wielu kolarzy próbowało i z drugiej strony nikt nie chciał odpuścić. Ale gdzieś po półtorej godzinie wreszcie coś poszło. Dawno nie cieszyłem się na ten fakt tak jak dzisiaj, miałem dzisiaj od startu straszny kryzys a etap ten był dla mnie prawdziwą psychiczną męczarnią. Na szczęście po mniej więcej 150ciu kilometrach trochę mnie puściło, choć pod pierwszy podjazd męczyłem się, to pod drugi było już lepiej. Ostatnie trzy kilometry góry musiałem jeszcze czekać na Grivko więc w końcówce nie było ze mną aż tak źle. Zjazd bandycki szybki kręty, sami pewnie widzieliście co się działo z peletonem który wtedy liczył około 130 kolarzy – był wyciągnięty na chyba 3 km. Jutro zapowiada się podobna gonitwa przed metą tyle że nieco dłuższa i bez odcinka płaskiego w końcówce, po prostu zjazd i meta.

Przez ostatnie trzy dni mamy wsparcie (oczywiście ja i Sylwek) od polskich kibiców, którzy byli na finałowych podjazdach 4 i 5 etapu oraz na dzisiejszym drugim podjeździe. Dzięki za słowa otuchy i wsparcie, nawet nie wiecie jak fajnie jest usłyszeć wśród wszechobecnego alle, forza, vai i grande – dawaj huzar 😉 Dziękuję również za dotychczasowe wpisy do księgi gości i emaile. Mam nadzieję że uda mi się dostarczyć Wam jeszcze sporo radości, przynajmniej taki mam plan, na razie spokojnie niech się wyszaleją inni. Ja po prostu czekam na dwa trzy etapy które trzeba będzie pojechać (jak to mówią Ukraińcy z ekipy) na wsie babki.”

Źródło:www.huzarski.pl

Foto:www.isdcyclingteam.com

Poprzedni artykułSiutsou po ucieczce wygrał 8 etap Giro
Następny artykułPedro Horrillo po upadku w Giro jest w śpiączce farmakologicznej
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments