Końcówka szóstego etapu Tour de France 2020 stanęła pod znakiem pełnej kontroli w rękach ekipy Ineos Grenadiers. Michał Kwiatkowski przyznał na mecie, że celem jego zespołu wcale nie było zrywanie z koła najgroźniejszych rywali.
Kiedy tylko ekipa Ineos Grenadiers wyszła na czoło stawki na najtrudniejszym momencie etapu, wszyscy spodziewali się, że zawodnicy Dave’a Brailsforda postanowili maksymalnie utrudnić rywalizację. Niestety dla fanów kolarstwa, Egan Bernal i jego współpracownicy przejechali najtrudniejszy podjazd względnie spokojnie, kontrolując jedynie poczynania rywali.
Wiedzieliśmy, że podjazd pod Lusette będzie trudny także ze względu na kiepską nawierzchnię, dlatego też postanowiliśmy szybko wyjść na czoło, by jechać swoim, równym tempem, jednocześnie nie myśląc cały czas o wymijaniu szybko pojawiających się dziur. Po prostu chcieliśmy uniknąć kłopotów, jednocześnie oszczędzając jak najwięcej energii. Jak widać, udało się. Szczerze mówiąc myśleliśmy też o ewentualnym zwycięstwie etapowym, lecz uciekinierzy byli na tyle mocni, że wybili nam to z głowy
– powiedział kapitan ekipy Ineos, Michał Kwiatkowski.
Kolejnym trudnym etapem będzie odcinek sobotni, pierwszy z dwóch rozgrywanych w Pirenejach. Kolarze będą mieli do pokonania trzy trudne góry, z czego dwie usytuowane w samej końcówce rywalizacji.