fot. BORA-hansgrohe / Sprint Cycling Agency

Pierwszy górski finisz z prawdziwego zdarzenia w Criterium du Dauphine padł łupem Primoža Rogliča, który został nowym liderem wyścigu. Żółtą koszulkę stracił Remco Evenepoel, spadając na 2. pozycję. Z bardzo dobrej strony pokazał się natomiast Derek Gee, który plasuje się na 4. miejscu.

Piątkowy etap Criterium du Dauphine kończył się na podjeździe pod Le Collet d’Allevard, który miał być istotnym testem dla zawodników myślących o triumfie w klasyfikacji generalnej, ale i walce w zbliżającym się wielkimi krokami Tour de France.

Oczy wszystkich były zwrócone na kolarzy plasujących się na dwóch pierwszych pozycjach w generalce – Remco Evenepoelu i Primožu Rogliču. Po zwycięstwo sięgnął drugi z nich. Zawodnik BORA-hansgrohe był zdecydowanie najsilniejszy i nadrobił nad Belgiem 42 sekundy, wyprzedzając go w klasyfikacji generalnej.

– Przez lewe ramię jestem trochę ograniczony, nie mogłem sięgać do tylnej kieszonki, ale nogi działały bardzo dobrze, na nie nie mogę narzekać. Trochę minęło odkąd wygrałem wyścig, cieszy też postawa drużyny, która pokazała zaangażowanie. Jutro jest królewski etap, a później trzeba stawić czoła trudnemu odcinkowi w niedzielę. Zobaczymy, ja dam z siebie wszystko i potraktujemy wyścig dzień po dniu

– mówił po zakończeniu etapu Primož Roglič.

Przed rozpoczęciem wczorajszego odcinka Słoweniec przyznawał, że nie jest tu po to, by wygrać wyścig – chce zbierać kolejne dni startowe, mające przygotować go do Tour de France. W podobnym tonie wypowiada się Remco Evenepoel.

– Wiedziałem to od początku i mówiłem o tym przez cały tydzień, ale najwyraźniej wiadomość nie dociera. Nie jestem tu po to, by wygrać Dauphine, tylko by podnosić swój poziom. Wydaje się jasne, że nie jestem na razie w takiej dyspozycji, by podążać za najlepszymi. Nie czułem się źle, ale w pewnym momencie nogi stały się trochę zbyt ciężkie, a na tak stromej wspinaczce ciężko było pojechać za czołówką. Od razu powiedziałem przez radio, że nie mogę utrzymać im tempa i muszę jechać równo. Mikel Landa poprowadził mnie perfekcyjnie aż do ostatniego kilometra

– powiedział Belg, cytowany przez Het Nieuwsblad.

– Jestem tu po to, by sprawdzić swoje limity. Ciężko będzie pokonać Primoža, ale będę walczył i zobaczymy, gdzie skończę w niedzielę

– dodał.

Ze swojej dyspozycji bardzo zadowolony jest natomiast Derek Gee, rewelacja ubiegłorocznego Giro d’Italia. Kolarz Israel – Premier Tech długo utrzymywał się w grupce faworytów, w której wykonywał najcięższą pracę. Ostatecznie na mecie uplasował się na 4. pozycji – tę samą lokatę zajmuje w klasyfikacji generalnej, tracąc zaledwie 3 sekundy do podium.

– Nigdy nie byłem w takiej pozycji, surrealistycznie było patrzeć dookoła i widzieć tych zawodników w tak małej grupce. Nie byłem w stanie nawiązać w walki ze wszystkimi, ale wystarczyło mi sił na przyspieszenie w końcówce. Jestem niesamowicie zaskoczony

– mówił wyczerpany Derek Gee.

– Pozostali zaczęli grać w swoje gierki, w których ja zazwyczaj nie biorę udziału, bo odpadam dużo wcześniej. Nie chciałem, żeby nas złapali, więc jechałem. Dyrektor sportowy powiedział mi do ucha, żebym nie wykonywał zbyt dużo pracy, a ja cały czas byłem na zmianie. I tak jestem bardzo szczęśliwy

– zakończył.

 

 

Poprzedni artykułGP des Kantons Aargau 2024: Maxim Van Gils z kolejnym prestiżowym zwycięstwem
Następny artykułTour de Suisse 2024: Królewski etap skrócony
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments