fot. BORA-hansgrohe

W przerwie międzysezonowej BORA – hansgrohe wymieniła Sama na Sama. Z drużyny odszedł Sam Bennett, a w jego miejsce ekipa sprowadziła innego szybkiego zawodnika, Sama Welsforda. Przy pomocy Danny’ego van Poppela, Australijczyk wygrał pierwszy etap Santos Tour Down Under.

Danny van Poppel obrał sobie za cel zostanie najlepszym rozprowadzającym na świecie. Niejednokrotnie pokazał, że w końcówkach odnajduje się znakomicie i potrafi świetnie wyprowadzić swojego sprintera na idealną pozycję – widzieliśmy to podczas mistrzostw Europy w Monachium z Fabio Jakobsenem, a w ubiegłym roku w wielu wyścigach z Samem Bennettem. Irlandczyk miał jednak problem z wykorzystaniem pracy kolegów, często gubił się w końcówkach i nie wykorzystywał potencjału swojego pociągu.

Po nieudanym powrocie do BORA – hansgrohe, Bennett odszedł z ekipy, a w jego miejsce przyszedł inny Sam, Welsford, który wcześniej ścigał się w Team dsm-firmenich PostNL. Już pierwszy finisz Australijczyka po rozprowadzeniu Danny’ego van Poppela zakończył się zwycięstwem. Sprinter ekipy BORA – hansgrohe był najszybszy na etapie Santos Tour Down Under, gdzie pokonał Phila Bauhausa i Biniama Girmaya.

– Rok temu często rozprowadzaliśmy sprintera, ale z Samem Bennettem nie wychodziło nam to najlepiej. Nowy Sam ma moc. Czekałem na szybkiego sprintera. Sam Bennett to mój dobry kolega, ale koniec końców to biznes, a my chcemy wygrywać

– mówił na mecie Danny van Poppel, cytowany przez Rouleur.

– Ma bardzo dużo mocy z toru. Kiedy rozprowadzasz takich chłopaków, jak: Kittel, Greipel, Welsford, oni potrafią to wykorzystać. Sam jeździ w World Tourze dopiero dwa lata, więc wszystko jest dla niego nowe i cały czas jest głodny zwycięstw

– dodał Holender.

Słodkich słów w kierunku swojego zespołowego kolegi nie szczędził również szczęśliwy zwycięzca, Sam Welsford, który nie mógł wymarzyć sobie lepszego rozpoczęcia przygody z nową drużyną.

– Van Poppel był niesamowity, przeprowadził nas przez ostatnie trzy kilometry ze spokojem, mówiąc nam, gdzie mamy jechać. Każdy mówi, że widzi rzeczy, zanim się wydarzą, widzi rzeczy w zwolnionym tempie. Na ostatnich 400 metrach był niezwykły, ciężko mi było się utrzymać na kole, a potem musiałem przyspieszyć. O to chodzi w finiszowaniu, posiadanie takiego ostatniego rozprowadzającego

– mówił Sam Welsford w rozmowie z Rouleurem.

Poprzedni artykułIsaac Del Toro: „Dla mnie ten wyścig już jest sukcesem”
Następny artykułMichael Valgren zadebiutuje w Giro d’Italia
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments