fot. Facebook Sergheia Țvetcova

Kolarstwo to nie tylko największe wyścigi i wielkie emocje z nimi związane. To także drobne, inspirujące historie, a jedną z nich z pewnością napisał w ostatnich miesiącach i latach Serghei Țvetcov – kolarz, który nie zarzucił pasji mimo raka.

Urodzony 29 grudnia 1988 roku w Kiszyniowie, czyli stolicy Mołdawii, zawodnik ściga się od 2013 roku z rumuńską licencją. Znany jest jednak głównie nie w Europie, a Stanach Zjednoczonych oraz Azji, gdzie spędził większość swojej kariery. Przez kilkanaście lat zwiedził takie zespoły jak Team Olimpic Autoconstruct (2008, Rumunia), Tusnad Cycling Team (2009-10, Rumunia), Team Exergy (2012, USA), Jelly Belly (2013-14 i 2017, USA), Androni Giocattoli – Sidermec (2015-16, Włochy), UnitedHealthcare Pro Cycling Team (2018, USA), Floyd’s Pro Cycling (2019, Kanada), Team Sapura Cycling (2020, Malezja), Wildlife Generation Pro Cycling (2021-22, USA), Denver Disruptors (do sierpnia 2023, USA) czy teraz Hengxiang Cycling Team (2023, Chiny). Kolarski obieżyświat krótko mówiąc.

Serghei Țvetcov ma interesującą historię dotyczącą tego, jak znalazł się w USA. Kiedy miał nieco ponad dwadzieścia lat, jako mieszkaniec Mołdawii złożył wniosek o udział w amerykańskiej loterii zielonej karty, czyli programie wizowym, w którym regularnie około 50 tysięcy osób na całym świecie otrzymuje szansę zamieszkania w Stanach Zjednoczonych. Udało mu się, kupił bilet, spakował rowery i rozpoczął zupełnie nowe życie.

To właśnie za oceanem urodzony w Mołdawii kolarz odnosił największe sukcesy. W sezonach 2013 i 2014, ścigając się z Jelly Belly, notował wiele świetnych wyników, aż w USA Pro Challenge, wyścigu będącym na poziomie tuż poniżej World Touru, zajął 3. miejsce przegrywając tylko z Tejayem van Garderenem i Tomem Danielsonem. Za nim w klasyfikacji generalnej znaleźli się m.in. Rafał Majka (4.) czy Bartosz Huzarski (7.). To dało mu przepustkę do europejskiego kolarstwa, gdzie nawet zadebiutował w Giro d’Italia. Koniec był jednak brutalny, o czym wspomina już sam zawodnik.

Po dwóch latach Savio rozmawiał ze mną i powiedział, że ma trzech lub czterech młodszych Kolumbijczyków, którzy są tańsi ode mnie. Powiedział mi, że jestem wspaniałą osobą jak na lidera grupy kontynentalnej, ale tu nie ma dla ciebie miejsca. Musiałem to zrozumieć i wróciłem do Stanów

— wspomina Serghei Țvetcov.

Kolarstwo za oceanem nie było już jednak wówczas takie samo. Upadek wielu wyścigów sprawił, że okazji do zarabiania było zwyczajnie mniej, a i zainteresowanie kolarstwem mocno spadło. Ścigający się już z rumuńską licencją kolarz nie zamierzał jednak odpuszczać.

Dziesięć lat temu można było ścigać się w USA i zarabiać na życie. Bez dużych wyścigów jest to prawie niemożliwe. Jest duża scena kryteriów, do tego gravel naprawdę nabiera tempa. To wszystko jednak sprawia, że dzisiejszym młodszym amerykańskim zawodnikom trudniej jest zostać zauważonym przez duże zespoły. Ja już mam 35 lat. Zbliżam się do końca i chcę promować zdrowy tryb życia i tworzyć treści w mediach społecznościowych, aby edukować ludzi

— opowiadał Serghei Țvetcov wprowadzając nas niejako w temat tego, co spotkało go w ostatnich latach.

Całym powodem, dla którego z niemal 35-letnim zawodnikiem spotkał się Andrew Hood z Velo Outside nie jest bowiem historia amerykańskiego kolarstwa, a pojedynek Rumuna z rakiem, który stoczył w ostatnich latach. U Sergheia Țvetcova zdiagnozowano dość rzadką odmianę białaczki – tą samą co u Grega LeMonda.

Myślisz, że jesteś zdrowy, jesteś sportowcem i nagle nic nie osiągasz, a potem lekarz mówi ci, że masz raka. To szok. To moje niskie wartości mocy pokazały, że coś jest nie tak. Miałem szczęście. Czasami w przypadku raka nie zdajesz sobie sprawy, że coś jest nie tak, dopóki nie jest za późno. Ponieważ jestem zawodowym sportowcem, od razu mogłem zauważyć, że wytrenowane ciało zachowuje się inaczej niż powinno

— kontynuował Serghei Țvetcov.

Kolarz pierwsze objawy zauważył pod koniec 2021 roku, gdy wracał do treningów po złamaniu obojczyka. Powroty zawsze wymagają czasu, ale gdy przez kilka tygodni ten wciąż był znacznie poniżej dolnego zakresu swoich 20-minutowych wysiłków zaczęła się dokładniejsza diagnostyka. To właśnie wyjątkowe połączenie mierników mocy i uwagi poświęcanej każdemu aspektowi ciała jako zawodowego kolarza wysłało ostrzegawcze sygnały. Szybko wykluczono przetrenowanie, wirus Epsteina-Barra, złą dietę. Wreszcie badania krwi wykazały, że ten cierpiał na rzadką postać raka krwi zwaną przewlekłą białaczką szpikową.

We wrześniu 2022 roku zdiagnozowano u mnie raka. To był szok nie tylko dla mnie, ale dla całej mojej rodziny. Musiałem się poddać chemioterapii celowanej. Nie można wyleczyć przewlekłej białaczki, ale leczenie może ją kontrolować. Nadal biorę leki

— rozwinął temat rumuński kolarz.

Serghei Țvetcov, mimo leczenia, nie zaprzestał jazdy na rowerze. W sezonie 2022 m.in. ukończył Presidential Cycling Tour of Türkiye czy reprezentował swój kraj na Mistrzostwach Europy. Jakby tego było mało 34-latek w tym roku podjął się startów w amerykańskich kryteriach, a w swojej nowej ojczyźnie wywalczył tytuł mistrza kraju.

Nie jeżdżę już na wielkie wyścigi, ale nadal rywalizuję na rowerze. W tym roku zdobyłem tytuł mistrza Rumunii. To było dla mnie bardzo emocjonalne zwycięstwo. W mojej głowie jest obecnie projekt dotyczący wyścigów szutrowych. Do tego zamierzam pracować na rzecz społecznej świadomości w diagnostyce raka. Im wcześniej go wykryjesz, tym lepiej. To jest jak efekt kuli śnieżnej. Najpierw jesteś zdrowy, a potem możesz nawet nie wiedzieć, czy coś jest nie tak. Główną ideą mojego projektu jest zainspirowanie poprzez jazdę na rowerze osób cierpiących na te same lub podobne choroby, zarówno ich, jak i ich rodziny. Tylko i aż tyle mogę zrobić

— opowiedział Serghei Țvetcov nie zdradzając jeszcze szczegółów swojej przyszłości.

Jego amerykański zespół ma siedzibę w Kolorado i to właśnie tam Rumun ma zamiar przede wszystkim skupić swoją działalność, acz ten ma nadzieję, że dzięki kolarstwu uda mu się zainspirować całe Stany Zjednoczone, a może i inne miejsca na świecie. Z pewnością fakt, że dokładnie na to samo choruje Greg LeMond może być pomocny w promocji profilaktyki.

Być może pomysły urodzonego w Mołdawii Sergheia Țvetcova nie przyniosą skutku na taką skalę, jak by sam marzył, ale jeśli uda mu się dzięki kolarstwu uratować choć jedno ludzkie życie to z pewnością będzie to coś, co warto było robić. On sam jest świetnym dowodem na to, że rak nie musi oznaczać końca pasji i oby takie przesłanie poniosło się po świecie.

Poprzedni artykułOto Lotus Type 136 – nowy e-rower inspirowany torową konstrukcją
Następny artykułBartłomiej Proć i Piotr Pękala nie zmieniają barw
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments