fot. Jaroslav Svoboda – JSPhoto / Tour of the Alps

995 dni – tyle na kolejne zwycięstwo czekał Gregor Mühlberger z Movistar Team. Doczekał się go dziś, na etapie Tour of the Alps z metą w Predazzo, gdzie okazał się najlepszy z dużej ucieczki dnia.

Ze względu na specyfikę czwartego etapu Tour of the Alps, prowadzącego z Rovereto do Predazzo, można było spodziewać się, że o zwycięstwo powalczą uciekinierzy. Wszystko za sprawą długiego podjazdu pod Passo Sommo, ulokowanego tuż po starcie. To właśnie tam zawiązała się ucieczka dnia, w której znalazło się aż czterech kolarzy Movistar Team: Hiszpanie Sergio Samitier, Oscar Rodriguez i Antonio Pedrero, a także Gregor Mühlberger.

– Myśleliśmy, że dziś może być ten dzień, więc cała drużyna – poza Ivanem – próbowała zabrać się w odjazd. Wiedzieliśmy, że z tym startem będzie bardzo ciężko, ale udało mi się dojechać do grupki, która uformowała się na czele

– mówił Austriak podczas konferencji prasowej.

Gregor Mühlberger był jednym z najsilniejszych kolarzy w ucieczce. Zdecydował się na atak w pierwszej części ostatniego podjazdu – Passo Pramadiccio – z którego szczytu do mety pozostawało zaledwie kilkanaście kilometrów. To jednak nie Austriak przeciął linię premii górskiej jako pierwszy – dokonał tego młody Giulio Pellizzari z Green Project-Bardiani CSF-Faizane, który na zjeździe został jednak doścignięty przez Mühlbergera i Torsteina Træena z Uno-X Pro Cycling Team. Włoch w pewnym momencie miał problem z utrzymaniem się w czołówce – Austriak z Movistar Team pokazał mu wtedy, żeby ten trzymał się jego koła.

– Byłem zaskoczony jego jazdą – ma 19 lat, więc przed nim świetlana przyszłość. Bardzo cierpiałem, ale świetnie było zobaczyć go w czołówce razem z nami. Wspinaczka nie była łatwa, bo na ostatnim kilometrze wiał czołowy wiatr, więc on miał jeszcze ciężej. Byłem szczęśliwy, że go złapaliśmy, ale wykonał niesamowitą pracę, także przed wspinaczką. Nie jest łatwo jechać w taki sposób, w tak trudnym terenie, mając tylko 19 lat. Pokazał, że był najsilniejszy w ucieczce

– powiedział Mühlberger.

O wygranej zadecydował 3-osobowy finisz w Predazzo, który jako pierwszy rozpoczął Austriak. Nie dał się on wyprzedzić i z okrzykiem radości na ustach przeciął linię mety, triumfując po raz pierwszy od prawie 1000 dni.

– To niezwykłe uczucie, wygranie wyścigu po tak długiej przerwie było niesamowite. Upłynęło dużo czasu, miałem zapalenie opon mózgowych w 2021 roku. Przyszedłem do nowego zespołu i od razu miałem fatalny sezon, ale drużyna we mnie wierzyła, mam dookoła siebie wspaniałych ludzi. Świetnie jest znów być w stanie wygrać i walczyć z takimi zawodnikami. Nie jest to moje największe zwycięstwo, ale nadeszło po bardzo trudnym okresie, więc jest dla mnie bardzo ważne

– mówił podczas konferencji prasowej.

– To był jeden z najlepszych dni w Movistarze, ale wcześniej również były dobre dni, na przykład z Alejandro Valverde i z innymi mocnymi kolarzami w Tourze i Vuelcie. Dobrze odnajduję się w tej drużynie, co prawda powinienem mówić lepiej po hiszpańsku, ale jest dla mnie ciężko mi to idzie (śmiech)

– dodał.

Wspomniane zapalenie opon mózgowych niemalże zakończyło zawodową karierę Austriaka – przez kilka tygodni nie wiedział, czy zdoła jeszcze wrócić do rywalizacji. Jego rekonwalescencja przebiegała mozolnie, ale ostatecznie zakończyła się sukcesem, za co Mühlberger szczególnie dziękował swojej drużynie. Teraz mógł odwdzięczyć się jej zwyciężając na etapie Tour of the Alps – wyścigu wyjątkowym dla Austriaka, ponieważ rozgrywanym w pobliżu jego miejsca zamieszkania.

– To niezwykły wyścig, organizacja jest naprawdę wyjątkowa i cieszę się, że mam go w swoim kalendarzu. Prawda, wspinaczki bolą, ale asfalt jest świetny, drogi szerokie, więc nie ma takiego stresu

– mówił.

Z problemami w ostatnim czasie mierzył się również drugi na mecie Torstein Træen, który niedawno pokonał raka jądra. Podobnie jak Gregor Mühlberger, Norweg zdołał wrócić już do pełni sił, co pokazał dzisiejszą jazdą, ale także wcześniejszymi występami. Wciąż czeka jednak na pierwsze zwycięstwo od Małopolskiego Wyścigu Górskiego 2020 – triumfował wtedy na podjeździe pod Przehybę.

– Gregor był po prostu silniejszy w końcówce i nie mogłem nic z tym zrobić. Nie dałem rady zgubić go na wspinaczce, był po prostu lepszy

– mówił Torstein Træen po przekroczeniu linii mety.

– Liczyłem na dobry wynik w klasyfikacji generalnej, ale to był bardzo trudny rok, ścigałem się tu z rakiem i wtedy o tym nie wiedziałem – powrót na Tour of the Alps jest wyjątkowy

– dodał.

Wyścig Tour of the Alps zakończy się jutro etapem z Cavalese do Brunecku/Brunico.

Z Tour of the Alps, Kacper Krawczyk

Wszystkie artykuły o włosko-austriackim wyścigu, w tym nasze rozmowy z kolarzami, można przeczytać –> tutaj.

Poprzedni artykułPiotr Wadecki o Szymonie Sajnoku: „Staramy się dobierać wyścigi w taki sposób, żeby miał swoje szanse sprinterskie” [wywiad]
Następny artykułJarlinson Pantano wraca do ścigania po 4-letnim zawieszeniu
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments