fot. BORA-hansgrohe

Niekończąca się ucieczka – te trzy słowa przychodzą mi na myśl, gdy słyszę o drugim tygodniu Giro d’Italia. Kolarze uciekali przed swoimi rywalami, by: wygrać etap, nadrobić czas w „generalce”, by zmieścić się w limicie. Niektórzy uciekali też z samego wyścigu, który boleśnie zweryfikował ich dyspozycję. O tym, i nie tylko, przeczytacie w podsumowaniu drugiego tygodnia Giro d’Italia.

Włoski tydzień w Giro

Powiedzieć, że pierwszy tydzień Giro d’Italia był dla Włochów nieudany, to jak nic nie powiedzieć. Na podiach początkowych etapów La Corsa Rosa nie sposób było znaleźć włoskiego kolarza – z czasem, stopniowo zaczęli się rozkręcać, ale kres porażkom położył dopiero Alberto Dainese, w pięknym stylu wygrywając finisz z peletonu. Jak się później okazało, był to początek serii świetnych etapów w wykonaniu gospodarzy – triumfy odnieśli też Stefano Oldani i Giulio Ciccone, który był bezkonkurencyjny na podjeździe pod Cognee. Naszej uwadze nie może umknąć też fakt, że w czołowej ósemce plasuje się dwóch włoskich kolarzy – Domenico Pozzovivo i Vincenzo Nibali. Co prawda dyspozycja obu weteranów w dalszej części wyścigu jest sporą niewiadomą, ale przynajmniej wciąż są oni w walce o wygraną, co bardzo cieszy włoskich tifosi. Zresztą nie tylko ich – myślę, że mało kto nie uśmiechnąłby się na widok „Rekina z Mesyny” albo „Pchły z Poliforo” – tak, Pozzovivo naprawdę ma taki pseudonim – na podium całego wyścigu.

Przeklęty korek

W zasadzie nie jeden, a kilka – o przygodach z korkami do butelek szampanów na podium Giro d’Italia można by napisać krótką książkę. Zazwyczaj owy korek jest miłą pamiątką dla szczęśliwego kibica, któremu dane było go złapać po wystrzeleniu z prędkością finiszów Arnauda Demare’a. W tegorocznym Giro d’Italia korki bywały pamiątkami, ale i one same rozdawały prezenty w postaci śladów na twarzy. Po pierwszym etapie jeden z niesfornych korków wystrzelił wprost w policzek Mathieu van der Poela – sytuacja niestety powtórzyła się po wygranej Biniama Ghirmaya (być może korek polował na głównego faworyta – Van der Poela – który ostatecznie finiszował drugi). Tym razem historia miała bardzo przykry finał – po wystrzale korka w oko Erytrejczyka, Ghirmay trafił do szpitala i zakończył swój udział wyścigu. Od tamtego czasu wszystkie szampany, dumnie stojące na podium Giro d’Italia zostały odkorkowane i była to bardzo dobra decyzja.

Biniam Ghirmay pisze historię

Choć bardzo dużo mówiło się i pisało i historii z korkiem, nie można zapomnieć, dlaczego w ogóle Biniam Ghirmay miał okazję otworzyć szampana przed tłumem kibiców na podium Giro d’Italia. Po pięciu miejscach w „TOP5”, w końcu zdołał odnieść zwycięstwo – i to w jakim stylu! Pokonał on Mathieu van der Poela w finiszu na wymęczenie i przeszedł do historii jako pierwszy czarnoskóry kolarz, który wygrał etap Wielkiego Touru. Po jego aktywnej jeździe można spodziewać się, że choć był to jego pierwszy skalp, to na pewno nie ostatni.

Koniec różowego snu

Każdy piękny sen kiedyś się kończy – podobnie jak ten Juana Pedro Lopeza, który przez tydzień dumnie dzierżył różowy trykot na swoich ramionach i zaciekle bronił go przed swoimi rywalami. Ostatecznie oddał prowadzenie w „generalce” na sobotnim etapie, ale nie zrobił tego bez walki, za co należą mu się słowa uznania. W przeciwieństwie do jego zachowania podczas wyścigu – niesiony energią różowej koszulki, oprócz prezentowania się z dobrej strony, bywał antybohaterem widowiska. Mam tu na myśli sytuację z pierwszego tygodnia, gdy rzucił bidonem w Sama Oomena, który niechcący go trącił, natomiast na 14. etapie w dość niezrozumiały sposób wyrzucił bufetówkę (po wyścigu przyznał, że było to spowodowane pszczołą, która wleciała mu pod koszulkę). Jednak wielka przygoda z różową koszulką z pewnością wiele go nauczyła i miejmy nadzieję, że w przyszłości będzie nieco mniej nerwowy, szczególnie gdy któryś z kolarzy lekko go szturchnie.

Zwycięstwa na otarcie łez

Weekendowe etapy Giro d’Italia dostarczyły nam wielu emocji – po świetnych akcjach triumfy odnosili w nich Simon Yates i Giulio Ciccone. Poza tym, że obaj zawodnicy są znakomitymi góralami, łączy ich też fakt, że obaj we wczesnej fazie wyścigu stracili szanse na miejsce w czołówce klasyfikacji generalnej. Można więc powiedzieć, że wygrali oni etapy na otarcie łez, jednak: zwycięstwo Ciccone wywołało łzy, a Simon Yates, mimo triumfu, nie wyglądał na przesadnie usatysfakcjonowanego. Dla pierwszego z nich wygrana była pokazaniem, że wciąż jest w grze i wrócił do wysokiej formy po wielu problemach, natomiast Simon Yates po zwycięstwie przyznał, że to tylko kolejny etap w jego kolekcji, a on przyjechał tu po różową koszulkę. Dwie, z pozoru podobne historie, a jakże odmienne…

Richardowi dobrze w różu

Richard Carapaz zatęsknił za Giro d’Italia i kolorem koszulki lidera – przejął ją na 14. etapie i z pewnością do końca wyścigu nie zamierza jej oddać. Gdyby mu się to udało, powtórzyłby scenariusz z 2019 roku, w którym dowiózł maglia rosa do mety, swoją drogą również w Weronie. Nie będzie to jednak zadanie proste – w walce o zwycięstwo wciąż jest kilku zawodników, a najgroźniejszymi przeciwnikami wydają się być: Jai Hindley, João Almeida i Mikel Landa. Szczególnie pierwszy z nich wykazywał dużą chęć do ataków i aktywnej jazdy w pierwszych dwóch tygodniach wyścigu – w najbliższych dniach przekonamy się, czy, podobnie jak inni faworyci, zachował on siły na kluczowy, trzeci tydzień.

Niekończąca się walka o ucieczkę

Od ucieczki zacząłem, na ucieczce zakończę – drugi tydzień to przede wszystkim pasjonująca walka o miejsce w odjeździe przez pierwsze części kolejnych etapów, która była idealną odpowiedzią na pytanie „po co komu transmisja od startu?”. Zawodnicy byli bardzo głodni ścigania – nie tylko ci, mający straty w „generalce”, ale i sami liderzy, co pokazał sobotni odcinek – jak dotąd najbardziej emocjonujący. Jutro peleton wjedzie w prawdziwie wysokie góry, co paradoksalnie może ostudzić zapały niektórych kolarzy do szaleńczych ataków w pierwszych częściach etapów, ale – kto wie? Niech Giro po raz kolejny nas zaskoczy!

Poprzedni artykułEllen van Dijk ustanowiła nowy rekord świata w jeździe godzinnej
Następny artykułTrophée Centre Morbihan 2022: Dobre wyniki polskich juniorów
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments