Każde wydarzenie sportowe to nie tylko zawodnicy, ale i cała masa ludzi pracująca gdzieś w tle, niewidoczna, acz dbająca o prawidłowy przebieg zawodów. Wśród tych osób z pewnością znajdziemy także sędziów, choć ci z tegorocznego Giro d’Italia są jacyś tacy wyjątkowo niemrawi…
Kogo interesują raporty sędziowskie? Pewnie 5 osób na krzyż. Kuriozalnym jest jednak fakt, że te nie ukazują się bezpośrednio po zakończeniu etapu, ale zwykle gdzieś w przedziale 22:00-24:00. Ktoś mądry powie – pewnie jury chce wszystko dokładnie sprawdzić. Tak, pełna zgoda, ale jak nazwać sytuację, gdy raport pojawia się dopiero następnego dnia rano i zawiera takie wpisy jak to, że z datą wsteczną zacznie się prezentacja ekip? Te oczywiście są poinformowane zapewne o tym niejawnymi kanałami, ale już widz chcący śledzić tego typu smaczki ma pewien problem.
To jednak nic, takie rzeczy się zdarzają itd. Ten tekst nie powstałby, gdyby „niedogodnością” były opóźnienia na poziomie kilku czy kilkunastu godzin. Cały smaczek polega jednak na tym, że raport z 9. etapu, czyli niedzielnej rywalizacji, pojawił się dopiero… we wtorek o 8:40. Tak, czekaliśmy prawie 2 doby na to, by dowiedzieć się czy przypadkiem nie zasądzono np. kary za rzut bidonem Juana Pedro Lópeza, która to mogłaby go przecież pozbawić prowadzenia w klasyfikacji generalnej. To dość kuriozalna sytuacja, która z pewnością nie przystoi powadze jednej z najważniejszych imprez kolarskich na świecie.
Jakub Jarosz: Ty to masz problemy. Faktycznie: Jesteś tym jednym z pięciu na krzyż.
Znam więcej osób, które interesowało czy Juan Pedro Lopez dostanie karę za swój rzut bidonem, ale cóż, może Pan(i) mieć o mnie krytyczne zdanie, mi to nie przeszkadza. 😉