fot. Giro d'Italia

Po dniu przerwy kolarze powrócili do rywalizacji w Giro d’Italia. Po przepiękny triumf na 10. etapie włoskiej trzytygodniówki sięgnął Biniam Girmay, który po długim finiszu ograł Mathieu van der Poela. Prowadzenie w klasyfikacji generalnej obronił Juan Pedro López.

Etap liczył 196km i niespełna 1800 metrów przewyższenia. Pierwsza część była kompletnie płaska, w drugiej zaś znalazło się kilka mniej lub bardziej stromych hopek, z których ostatnia była oddalona o ledwie 8km od mety. Ta ulokowana została w Jesi, a droga do niej prowadziła w samej końcówce głównie w dół.

Przez pierwsze 10km etapu oglądaliśmy szaloną walkę o znalezienie się w ucieczce dnia, a cała ta zabawa zakończyła się… oderwaniem ledwie 3-osobowej grupy w składzie Alessandro De Marchi (Israel – Premier Tech), Lawrence Naesen (AG2R Citroën Team) oraz Mattia Bais (Drone Hopper – Androni Giocattoli). Trójka szybko zyskiwała kolejne minuty, acz nikt nie spodziewał się, że peleton odpuści im wygraną etapową.

Lotną premię na zakończeniu płaskiej części dnia wygrał ostatni z wymienionych harcowników. W peletonie z kolei stoczono pojedynek o pomniejsze punkty, a swojej cyklamenowej koszulki bronił Arnaud Démare (Groupama – FDJ). Jego najgroźniejszy rywal, czyli Biniam Girmay (Intermarché – Wanty – Gobert), stracił do niego kolejne oczko.

Na niespełna 80km przed metą zrobiło się gorąco, niestety nie z powodu emocji sportowych, a kraksy z udziałem Richarda Carapaza (INEOS Grenadiers). Ekwadorczyk brudny od trawy wrócił dość szybko na rower i ruszył w pogoń za peletonem, mijając po drodze m.in. odpadającego Caleba Ewana (Lotto Soudal).

Podczas podjazdu pod Recanati (3km; 6,9%) do przodu ruszyć spróbował David de la Cruz (Astana Qazaqstan Team), ale ekipy Intermarché – Wanty – Gobert i Alpecin-Fenix nie pozwoliły zaszaleć Hiszpanowi. Wysokie tempo spowodowało jednak dalszą redukcję peletonu i różnicy do ucieczki – z tego pierwszego odpadł m.in. Mark Cavendish (Quick-Step Alpha Vinyl Team), zaś przewaga harcowników została ograniczona do około dwóch i pół minuty.

Na 55km przed metą defekt zaliczył Mathieu van der Poel (Alpecin-Fenix). Mechanicy niezbyt sprawnie wymienili rower Holendra, przez co ten poniósł dość spore straty. Znacząco spowolniło to tempo w peletonie. 27-latek dość szybko wrócił, a zawodnicy ponownie przyspieszyli.

Trójka uciekinierów z przewagą niespełna 2 minut dotarła na drugi lotny finisz, który rozegrano w Filottrano – rodzinnym mieście Michele Scarponiego. Cały dzień był wielkim wspomnieniem niestety nie żyjącego już Włocha, ale to właśnie tu akcenty wspominające byłego kolarza zostały najmocniej ukazane.

Ogólnie dzisiejszy etap zawodził – nawet jeśli oglądaliśmy już jakieś skoki, to wykonywali je kolarze z drugiego, albo i nawet trzeciego szeregu. Praktycznie wszystkie gwiazdy jechały jednak razem, a wraz z nimi trzymali się także liczni pomocnicy. 25km przed metą z przodu pozostawał już tylko Alessandro De Marchi, ale jego przewaga spadła do ledwie 45 sekund.

21km przed metą złapano także i kolarza Israel – Premier Tech, a zatem z przodu nie znajdował się już nikt. Rozpędzona grupa zbliżała się do Monsano (1,7km; 6,1%) – ostatniej trudności dnia. Tam jako pierwszy ataku spróbował Tobias Foss (Jumbo-Visma), jednak jego akcja została dość szybko skasowana.

W końcówce wzniesienia mocno pracowała ekipa INEOS Grenadiers. Ich przyspieszenie wykorzystał jednak Alessandro Covi (UAE Team Emirates), a z tyłu ciężkie chwile przeżywał Arnaud Démare (Groupama – FDJ). Wszystko przypominało nieco standardową końcówkę podczas Mediolan-San Remo – sprinterzy walczyli o przetrwanie, a puncherzy próbowali zrobić jakąkolwiek różnicę przed zjazdem do mety.

W dół ruszyła na czele około trzydziestka kolarzy, jednak nie było w niej nawet jednej ekipy w pełni kontrolującej wydarzenia. Prowokowało to mnogość ataków, ale żaden z nich nie okazał się być skutecznym. Ostatecznie najlepszym w finiszu z tej zredukowanej grupy był Biniam Girmay (Intermarché – Wanty – Gobert Matériaux), który zdecydował się na bardzo długi atak, którego nie wytrzymał żaden z rywali. Co za zwycięstwo!

Wyniki 10. etapu 105. Giro d’Italia:

Poprzedni artykułZwift zwalnia ponad 150 pracowników i wstrzymuje plany zaprojektowania „inteligentnego” roweru
Następny artykułDurango – Durango 2022: Pauliena Rooijakkers zwycięża na solo, Niewiadoma 12.
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Maciek
Maciek

niesamowite zwycięstwo… gość dosłownie zajechał MvdP

Michał
Michał

Ciekawe, ja to widziałem zupełnie inaczej. MvdP przestaje pedałować kilkadziesiąt metrów przed metą i ma jeszcze siłę na podnoszenie kciuka. Nieźle jak na zajechanego. Jak dla mnie zwykła ustawka pod publiczkę, potrzebowali pierwszego egzotycznego zwycięzcy etapu grand touru,

Bartek Kozyra
Editor
Bartek Kozyra
Reply to  Michał

A czy oklaski, którymi Tiesj Benoot nagrodził Mathieu van der Poela od razu po odpuszczeniu finiszu podczas Dwars door Vlaanderen wymagały mniejszego wydatku energetycznego? Jeśli tak, w jaki sposób Pan to policzył? A jeśli nie, to czy i tu mieliśmy do czynienia z ustawką?