Nieco w cieniu zwycięstwa świetnego w tym sezonie Damiano Caruso, Enric Mas pokazał, że jest w stanie spełnić pokładane w nim nadzieje.
Do niedawna Hiszpan mógł być symbolem przeciętności. Gdy w 2018 roku zajął 2. miejsce w stosunkowo przeciętnie obsadzonej Vuelta a Espana, niektórzy okrzyknęli go godnym następcą Alberto Contadora. Niestety od tego momentu ciężko było dostrzec w jego jeździe jakieś postępy.
W ciągu kolejnych miesięcy zdążył wystartować w czterech wielkich tourach. Najpierw było Tour de France. Gdy patrzy się na samo miejsce zajęte przez Hiszpana, można mówić o rozczarowaniu. Tyle że na 22. pozycję w klasyfikacji generalnej spadł dopiero pod koniec drugiego tygodnia, gdy pełnił już funkcję głównego przybocznego Juliana Alaphilippe’a. Na siebie nie mógł jechać z powodu kłopotów zdrowotnych, które dopadły go niedługo po udanym występie w rozgrywanej na 13. etapie czasówce. Przed kryzysem zajmował 4. miejsce – całkiem przyzwoicie.
I właśnie słowo przyzwoicie przez ostatnie lata było jego utrapieniem. Tour de France 2020? „Przyzwoicie, 5. miejsce”. Vuelta a Espana 2020? „Przyzwoicie, 5. miejsce”. Tour de France 2021? „Przyzwoicie, 6. miejsce”. To powoli zaczynało go irytować, ale na szczęście wiele wskazuje na to, że ta smutna passa za moment się skończy.
Tegoroczną Vueltę zaczął bowiem w bardzo dobrym stylu. Najpierw było udany prolog, gdy pomimo kłopotów z zachowaniem równowagi na jednym z zakrętów, zajął niezłe 15. miejsce. Na kolejnych etapach również trzymał wysoki poziom, a wczorajszy występ sprawił, że wyrósł na najgroźniejszego rywala Primoża Roglicia.
Ostatni raz tak dobrze czułem się chyba w 2018 roku. Jestem naprawdę zadowolony, że podołałem wyzwaniu. Walka w końcówce z Rogliciem – to nie było łatwe zadanie, ale podołałem, co jest dobrym prognostykiem przed kolejnymi etapami. Obaj chcieliśmy zyskać czas nad resztą, włożyliśmy w jazdę 100 procent. Być może rzeczywiście to ja naciskałem mocniej, ale to pewnie dlatego, że on jest liderem – ja wciąż muszę walczyć o pozycję w wyścigu.
W tym momencie jego sytuacja jest już bardziej komfortowa. Jest drugi w generalce, a pozycję za nim, z minutą straty zajmuje jego zespołowy kolega – Miguel Angel Lopez. Przewaga Hiszpana nad trzecim Jackiem Haigiem to już minuta i 14 sekund. Jeśli Hiszpanowi nie przydarzy się już jakaś nagła utrata formy albo po prostu pech, powinien być w stanie utrzymać wysoką pozycję (no chyba że nagle przebudzi się trochę uśpiony Egan Bernal).
Być może na kolejnych etapach Hiszpan spróbuje nawet zaatakować pozycję nieuchwytnego jak do tej pory dla rywali Primoża Roglicia (25 sekund przewagi nad Masem), choć akurat umiejscowiona ostatniego dnia rywalizacji jazda indywidualna na czas mocno ogranicza jego szanse. Jednak nawet jeśli okaże się, że Roglić znów będzie za dobry, to dla Masa wyścig, który zapowiadany był jako starcie kolarskich tytanów może stać się wielkim przełomem.