Wczoraj Mark Cavendish przeżył wielką ulgę, dziś znów ma powody do świętowania. Brytyjczyk wygrał 3. etap Tour of Turkey.

Kiedyś Ruud Van Nistelrooy – były napastnik m.in. Realu Madryt i Manchesteru United lubił mówić, że gole są jak ketchup. Czasem naciska się i naciska, i nic nie wylatuje, a jak już w końcu się uda, to z pojemnika wylewa się połowa zawartości. Dziś Cavendish pokazał, że ze zwycięstwami może być podobnie.

Jeszcze wczoraj rano był kolarzem, który na swoją kolejną wygraną czekał od 1159 dni. Między lutym 2018 roku, a 12 kwietnia 2021 utworzyć się i upaść zdążyła polska grupa worldtourowa – CCC Team, Tour de France wygrało dwóch młodzieżowców, a sam Cav kilkukrotnie przepowiadał kres swojej kariery. Ba, Dubai Tour, gdzie poprzednio mógł cieszyć się z triumfu, już nie istnieje w starej formule – połączył się z Abu Dhabi Tour i dziś znany jest jako UAE Tour.

Na szczęście ten ciekawy, acz smutny dla Manxmana okres minął. Z ketchupu wylało się tyle sosu, że da się nim posmarować przynajmniej kilka zapiekanek. Ile konkretnie, to się dopiero okaże, ale w samym Tour of Turkey zostały jeszcze cztery etapy, w których niegdysiejszy gwiazdor sprintu może powalczyć o zwycięstwa. Na pewno nic nie wskazuje na to, by znów miał się zatrzymać. Dziś jego triumf był bardziej przekonujący, niż wczoraj – tym razem pokonał drugiego Jaspera Philipsena o ponad pół roweru. Dodatkowo coraz lepiej spisują się także jego koledzy, którym nie omieszkał się podziękować po zakończeniu etapu:

Moja pewność siebie wróciła. Dziś miałem jej zdecydowanie więcej, niż wczoraj i wiedziałem, że znów mogę wygrać. Trudno jechało się po miejskim bruku i z tak zdradzieckim wiatrem, jednak mimo to chcieliśmy kontrolować wyścig. Iljo znów wykonał niesamowitą robotę, co dało mi mnóstwo motywacji na finiszu. Jeszcze bardziej cieszyła mnie dyspozycja Fabio, który znów był dla rywali ostry jak brzytwa. Shane i Stijn osłaniali mnie przed wiatrem, a Alvaro przeprowadził mnie przez ostatnie metry etapu. Ekipa była dziś wspaniała

 

 

 

Poprzedni artykułVincenzo Nibali przebiera w ofertach
Następny artykułTo miało być w lutym – zapowiedź Volta a la Comunitat Valenciana 2021
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments