fot. Il Lombardia

Nadszedł ten moment, w którym w anturażu żółkniejących liści i nieco słabiej świecącego już słońca, najlepsi kolarze na świecie zakończą sezon. Przebieg rozgrzewkowych jesiennych klasyków jak Giro dell’Emilia czy Milano-Torino rozbudza apetyty na pasjonujące ściganie w znakomitej obsadzie. Czas na Il Lombardia! 

Historia

W sobotę 12 października zostanie rozegrana 113. edycja wyścigu Il Lombardia (wielu z nas kojarzącego się przede wszystkim z nazwą Giro di Lombardia). Pierwsza odsłona odbyła się w 1905 roku i jeszcze wtedy impreza ta nazywała się Milan-Milan. Zwycięzcą został Włoch Giovanni Gerbi, nazywany Il Diavolo Rosso, czyli czerwony diabeł. Na mecie zapisał on przewagę aż czterdziestu minut. Podobno jego wielką tajemnicą było to, że bardzo uważnie prześledził trasę. Jego następcą był Giuseppe o budzącym znajome dziś skojarzenia Brambilla, zaś w 1907 roku triumfował Francuz Gustave Garrigou, który stał się pierwszym zwycięzcą wyścigu funkcjonującego pod nazwą Giro di Lombardia.

W sumie Włosi zwyciężali w Wyścigu dookoła Lombardii aż sześćdziesiąt dziewięć razy, z czego najwięcej (pięć) zwycięstw ma Fausto Copii (1946-1949, 1954), a zaraz za nim (z czterema triumfami) plasuje się jego rodak – Alfredo Binda (1925-1927, 1931).

Poprzednią edycję wygrał Francuz Thibaut Pinot, który w tym roku nie wystartuje. Kolarz drużyny Groupama-FDJ zakończył sezon po wspaniałym i dramatycznym jednocześnie wyścigu Tour de France, z którego musiał wycofać się z powodu kontuzji. W momencie, gdy schodził z roweru zajmował piąte miejsce w klasyfikacji generalnej, miał na koncie etapowe zwycięstwo w Pirenejach oraz łzy w oczach. Z kronikarskiego obowiązku warto dodać, że na podium obok Pinot stanęli drugi Vinncenzo Nibali i trzeci Dylan Teuns.

Trasa

Il Lombardia to klasyk o charakterystyce górskiego etapu w wielkim tourze w wersji retro. Kolarze będą mieli do pokonania 243 kilometry z Bergamo do Como, a po drodze sześć oznaczonych i słynnych dla tej imprezy podjazdów: Colle Gallo, Colle Brianza, Madonna del Ghisallo, Colma di Sormano, Civiglio i – niewidziany w ubiegłym roku – San Fermo della Battaglia, dzięki któremu dystans wyścigu jest o dwa kilometry dłuższy.

To prawda, że jeszcze przed Madonna del Ghisallo, na szczycie którego to podjazdu znajduje się kościółek, kolarze będę mieli w nogach m.in. powyższy ściankę Colle Gallo. Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie od momentu wspinaczki na Madonna del Ghisallo (8,6 km; 6,2 proc.) rozpocznie się najważniejsza część wyścigu. Notabene w tejże małej katolickiej świątyni nazwanej imieniem patronki kolarzy, znajduje się muzeum z kolarskimi artefaktami i płonie wieczny ogień ku czci tych cyklistów, którzy ścigają się już w niebieskim peletonie. Takie są właśnie te Włochy i Włosi, posiadający trzy – jak ktoś mi kiedyś powiedział – religie: katolicką, piłkę nożną i kolarstwo.

Zaraz po pokonaniu lombardzkich serpentyn, kolarze zaczną mierzyć się z najbardziej wyczerpującym i eksplozywnym zarazem podjazdem w wyścigu – na sekwencję Colma di Sormano/Muro di Sormano. Muro di Sormano – inaczej „ściana Sormano” to de facto bardzo trudna końcówka, licząca niecałe dwa kilometry, o średnim nachyleniu 15,8 proc., zaś maksymalnym, zapierającym dech w piersiach 25-27 proc.! To tam ustawi się najwięcej pełnych szalonej pasji tifosi, którzy jak co roku stworzą wspaniałą atmosferę, dzwoniącą kolarzom w uszach jeszcze długo po minięciu linii mety i powrocie do hotelu.

Po trudnym technicznie i szybkim zjeździe w stronę Como, rozpocznie się nieco ponad czterokilometrowy podjazd pod Civiglio. Ta przedostatnia już góra ma 4,2 km długości, a średnie nachylenie wynosi 9,7 proc., z maksymalnym sięgającym 14 proc. Do mety w Como pozostanie stamtąd 20 kilometrów, zatem możliwe jest, że ktoś, kto przypuści atak na Civiglio, dojedzie „na solo” do mety. Jeśli nie, to najpewniej wyselekcjonuje się tam grupa kolarzy, którzy powalczą o zwycięstwo.

Postawić kropkę nad „i” będzie okazja na dodanym do tegorocznej trasy krótkim podjeździe San Fermo della Battaglia (2,7 km; 7,2 proc.).

Gdyby ująć Il Lombardia w pigułce, można by powiedzieć, że pierwsze 150 kilometrów będzie względnie spokojnie, zaś to, co w tym wyścigu najtrudniejsze i najpiękniejsze rozpocznie się właśnie po pokonaniu tego dystansu. Bowiem to właśnie w tym momencie rozpocznie się walka o jak najlepsze pozycje przed następującymi podjazdami, a równolegle z tym będzie odbywała się tak zwana selekcja od tyłu, czyli eliminowanie z peletonu zawodników, którzy nie wytrzymują tempa drużyn narzucających tempo. Wszystko to rozegra się w malowniczej scenerii włoskiej Lombardii, położonej gdzieś w okolicy górnej części cholewki włoskiego buta.

Faworyci

Na starcie tegorocznej odsłony „wyścigu spadających liści” w Bergamo, pojawią się zwycięzcy dwóch wielkich tourów w tym sezonie – Egan Bernal (Tour de France) oraz Vuelta a Espana (Primoz Roglic). Obaj mają wysokie morale, ponieważ odnieśli zwycięstwa w jesiennych włoskich klasykach poprzedzających Il Lombardia – Bernal triumfował w Gran Piemonte, zaś Roglic zarówno w Giro dell’Emilia, jak i w Tre Valli Varesine. Kolumbijczyk i Słoweniec są największymi faworytami do zwycięstwa, ponieważ znajdują się w wysokiej formie, a trasa w Lombardii idealnie odpowiada ich charakterystyce. Bukmacherzy wskazują na Roglica, ale w powietrzu wisi pytanie czy świeższy Egan Bernal nie udźwignie lepiej ciężaru tego monumentu. Odpowiedź w sobotę późnym popołudniem.

Równą i wysoką formę prezentował w ostatnich dniach również były mistrz świata i mistrz Hiszpanii Alejandro Valverde. Kolarz Movistaru po wyścigu Milano-Torino wyraził zadowolenie z posiadanej formy i jednocześnie zaznaczył, że Il Lombardia stanowi lukę w jego niezwykle bogatym palmarès. „El Bali” w walce o najwyższe lokaty w tym wyścigu mogłoby przeszkodzić tylko złe samopoczucie, kraksa (odpukać) lub bardzo niekorzystne warunki atmosferyczne, jak na przykład podczas wyścigu o mistrzostwo świata elity mężczyzn w Yorkshire.

Czymże byłby wyścig Il Lombardia bez Vincenzo Nibaliego? Niczym. Dlatego też „Rekin z Messyny”, dwukrotny zwycięzca (2015, 2017), podpisze oczywiście w sobotę listę startową. Sycylijczyk ma za sobą z jednej strony udany, a z drugiej nieudany sezon 2019. Drugie miejsce w Giro d’Italia jest bardzo dobre, ale nie pozwoliło spełnić celu, jakim było zwycięstwo. W Tour de France Nibali odnalazł siebie dopiero na ostatnim „prawdziwym” i jednocześnie mocno skróconym etapie, i jak dotychczas jest to jego jedyne zwycięstwo w tym roku. Po Nibalim spodziewać się można wszystkiego, ale jednocześnie trudno widzieć w nim żelaznego faworyta.

Nie zabraknie również rozżalonego brakiem powołania na Tour de France i wycofaniem z wyścigu o mistrzostwo świata Philippe’a Gilberta (Deceuninck-Quick Step), który triumfował w Lombardii w 2009 i w 2010 roku, zanim jeszcze Belg założył tęczową koszulkę. W tym sezonie wygrał już jeden monument (Paris-Rouabaix), więc kolejne byłoby dla niego bardzo miłym zwieńczeniem niełatwego przecież roku 2019.

W silnym składzie drużyny BORA-hansgrohe zobaczymy siódmego w ubiegłorocznej edycji Rafała Majkę i trzeciego w 2013 roku. Trudno jednoznacznie stwierdzić, w jakiej dyspozycji jest „Zgred”, bo występy podczas ostatnich startów nie porwały. Rafał co prawda meldował się w czołówce, ale brakowało mu eksplozywności, by atakować albo przeskakiwać do ofensywnie nastawionych grupek. A to właśnie trzeba czynić, by odnieść zwycięstwo lub zająć miejsce na podium w wyścigu jednodniowym takiej rangi. Oby w sobotę to był „ten dzień”.

Polska drużyna CCC Team wystartuje w Lombardii bez Polaków, ale w dość silnym składzie. Szanse na dobre miejsce ma trzeci w wyścigu CRO Race i czternasty w Milano-Torino Hiszpan Victor De la Parte. Wspierać go będą bardzo solidni kolarze i także oczywiście dobrze radzący sobie w terenie górskim – m.in. uciekający w Milano-Torino Joey Rosskopf, Serge Pauwels, Riccardo Zoidl czy Laurens Ten Dam.

Ponadto listę startową uzupełnią m.in. zwycięzca Il Lombardii z 2016 roku Esteban Chaves (Mitchelton-Scott), Dylan Teuns (Bahrain-Merida), Ion Izagirre (Astana), Dan Martin (UAE Team Emirates) oraz zwycięzca Milano-Torino Michael Woods (EF Education First). Wszyscy oni są w stanie walczyć o końcowy triumf oraz o miejsca na podium. To z pewnością ci kolarze będą grali pierwsze skrzypce.

Transmisja TV

Wyścig Il Lombardia na żywo pokaże pierwszy program polskiego Eurosportu. Początek transmisji o godz. 14:20. „Wyścig spadających liści” będzie można obejrzeć również w usłudze Eurosport Player.

Poprzedni artykułKalendarz polskich wyścigów UCI na 2020
Następny artykułDuże przecieki o trasie Giro d’Italia 2020
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments