© Quick-Step Floors Cycling Team / Tim de Waele

Przed nami prawdziwa seria paradoksów. Jest nim fakt, że tak głęboko zakorzeniona w historii kolarstwa Holandia dochowała się tylko jednego wyścigu tej rangi. Jest nim również fakt, że to właśnie wyścig rozgrywany w kraju kojarzonym ze stałym ubytkiem lądu i topograficzną odmianą depresji inauguruje tryptyk pagórkowatych klasyków. I jeszcze ten drobny szczegół, że to nie Belgowie są organizatorami imprezy, która swoją nazwę zawdzięcza producentowi ukochanego przez nich bursztynowego trunku. Jako wariant przejściowy pomiędzy Ronde van Vlaanderen i Liege-Bastogne-Liege, doskonale spełnia się w roli pierwszego aktu ardeńskiego tryptyku. I równie dobrze smakuje. Przed nami Amstel Gold Race!

Zwariowani na punkcie kolarstwa Holendrzy mają tak niewiele okazji do podziwiania gwiazd zawodowego peletonu, że zmuszeni byli anektować L’Alpe d’Huez. Kiedy jednak potężni specjaliści od bruków powoli udają się na zasłużony odpoczynek, przychodzi czas na ich największe święto, a jego tegoroczna edycja zapowiada się jako wyjątkowo wyrównany pojedynek na szczycie.

Podczas gdy większość wyścigów dąży do podkreślenia swojego indywidualnego rysu, Amstel Gold Race dobrze czuje się w cieniu legend i znalazło na siebie zupełnie inny pomysł. Nie dorównując prestiżem i tradycją poprzedzającym Ronde van Vlaanderen i Paris-Roubaix czy rozgrywanym tydzień później La Fleche Wallonne i Liege-Bastogne-Liege, pogodziło się z rolą wariantu przejściowego, sprawnie łącząc cechy północnych i ardeńskich klasyków.

Naszpikowana podjazdami trasa o łącznym przewyższeniu przekraczającym 4000 metrów przywodzi na myśl najbliższy sercom górali monument, La Doyenne. Jednocześnie wąskie drogi przypominające zygzaki i pętle jeszcze do niedawna kręcone we Flandrii i cała armada małej architektury drogowej sprawiają, że kluczowym aspektem staje się nieprzerwana walka o pozycje. Tym samym Amstel Gold Race sprytnie puszcza oko do zawodników kończących już swoją wiosenną kampanię, a kolarzy celujących w ardeński tryptyk zaprasza na rozgrywane w szalonym tempie przetarcie przed głównymi aktami rywalizacji. Wygrywa natomiast ktoś jeszcze inny, całkiem jakby ceną za sprawne poruszanie się w szarej strefie była niestandardowa lista triumfatorów.

Charakter trasy każe umieścić Amstel Gold Race wśród ardeńskich klasyków, choć w ostatnich latach organizatorzy wyścigu dokładają wszelkich starań, by nieco zmienić przewidywalny charakter jego finałowej części, tym samym otwierając ją na mnogość alternatywnych scenariuszy. Polegało to wcześniej na stopniowym odsuwaniu linii mety od szczytu Caubergu, jednak prawdziwa bamba zrzucona została dopiero w ubiegłym roku, kiedy to stanowiący wizytówkę imprezy podjazd pokonywany był po raz ostatni 20 kilometrów od kreski w Valkenburgu.

Zabieg ten przyniósł oczekiwane efekty, to jest ożywił finałową część wyścigu. I choć rezultat pozostał bez zmian, a było nim kolejne zwycięstwo Philippe Gilberta, zadowoleni z przebiegu eksperymentu organizatorzy postanowili dać temu wariantowi szansę również w 53. edycji Amstel Gold Race. Niewielkie modyfikacje ubiegłorocznej trasy polegały przede wszystkim na dodaniu kilku skrajnie technicznych zjazdów, co powinno dodać pieprzu i tak chaotycznej rywalizacji i bardzo przypaść do gustu pewnemu zawodnikowi z tęczą na rękawkach. I takiemu z rekinią płetwą również.

Holandia jest małym i wysoko zurbanizowanym krajem, co ma ogromne przełożenie na charakter pierwszego aktu ardeńskiego tryptyku. Trasa wyścigu biegnie przez liczne gęsto zabudowane przedmieścia i wąskie uliczki pełne zaparkowanych na poboczach samochodów oraz wszystkich przeszkód, jakie tylko można sobie wyobrazić: rond, wysepek, pasów zieleni czy progów zwalniających. Przy nieustającej walce o pozycję sprawia to, że liczne kraksy stały się nieuniknionym elementem Amstel Gold Race.

Drugim charakterystycznym elementem wyścigu są krótkie podjazdy, którymi dosłownie naszpikowana jest trasa, nie dając ani momentu wytchnienia. Podczas 53. edycji imprezy rozpędzony peleton będzie miał do pokonania 35 wzniesień równomiernie rozłożonych na dystansie 261 kilometrów, a będą to kolejno: Slingerberg, Adsteen, Lange Raarberg, Bergseweg, Sibbergrubbe, Cauberg, Geulhemmerberg, Wolfsberg, Lorberg, Schweibergerweg, Camerig, Drielandenpunt, Gemmenich, Vijlenerbos, Eperheide, Gulpenerberg, Plettenberg, Eyserweg, St. Remigiusstraat, Vrakelberg, Sibbergrubbe, Cauberg, Geulhemmerberg, Bemelerberg, Loorberg, Gulpenerberg, Kruisberg, Eyserbosweg, Fromberg, Keutenberg, Cauberg, Geulhemmerberg, Bemelerberg, Berg en Terblijt.

Samodzielnie, żaden z wymienionych podjazdów nie może stanowić dużego wyzwania dla najlepszych specjalistów od pagórkowatych klasyków. O trudności Amstel Gold Race stanowi natomiast pokonywanie ich w bardzo krótkich sekwencjach, w połączeniu z innymi przeszkodami, którymi usłana jest trasa.

Ostatnim podjazdem będzie położony 5,6 km od linii mety Bemelerberg (900 m, 5,0%), na którym, jak można się było spodziewać, przed rokiem zwycięską akcję zainicjowali Michał Kwiatkowski i Philippe Gilbert. Specjaliści od pagórkowatych klasyków z pewnością spróbują powtórzyć ten manewr by nie dopuścić do głosu czekających na finisz z większej grupy sprinterów w typie Michaela Matthewsa, jednak jeśli obserwowane w tym sezonie trendy mają być jakąkolwiek wskazówką, przyszły triumfator może wziąć sprawy we własne ręce znacznie wcześniej.

Choć w sensie geograficznym welodrom w Roubaix dzieli od Valkenburga zaledwie 250 kilometrów, przeniesienie rywalizacji z Francji na południe Holandii całkowicie zmieni bardzo klarownie zdefiniowany układ sił, z którym mieliśmy do czynienia w ciągu ostatnich kilku tygodni. Ekipa Quick-Step Floors ciągle będzie mogła grać więcej niż jedną kartą, jednak do głosu dojdą również te drużyny, które pozostawały w cieniu podczas rozgrywanych na brukach kampanii. No i pojawi się on. Król Ardenów.

Alejandro Valverde (Movistar) od roku 2014 wygrał 50% wszystkich ardeńskich klasyków w których wziął udział, choć żadnym z nich nie był Amstel Gold Race. Już ta statystyka świadczy zarówno o unikalnej specyfice wyścigu w stosunku do pozostałych dwóch części tryptyku, jak również chaotycznym charakterze rywalizacji w Limburgii, a nowa trasa dodatkowo utrudnia utytułowanemu Hiszpanowi wykorzystanie swoich największych atutów. Wydawało się, że poważna kontuzja kolana z ubiegłorocznego Tour de France będzie miała negatywny wpływ na imponującą dynamikę lidera Movistaru, jednak Alejandro nie przestaje młodnieć na naszych oczach i przeżywa kolejną wiosnę życia, a myślami jest już w okolicach Igrzysk Olimpijskich w Tokio. Oczekiwanie wypełnia natomiast przemienianiem w złoto wszystkiego, czego tylko dotknie, oraz okazjonalnym obdarowywaniem triumfami swoich wiernych pomocników i innych znajomych. Zważywszy na formę Valverde, wydaje się to właściwy moment by przypomnieć, że ostatnim zawodnikiem, który w jednym sezonie triumfował we wszystkich trzech ardeńskich klasykach był przed siedmioma laty Philippe Gilbert.

A skoro już o nim mowa, przed ubiegłoroczną edycją Amstel Gold race wydawało się, że usunięcie Caubergu z finału wyścigu będzie dla Gilberta (Quick-Step Floors) tym, czym byłoby dla Valverde usunięcie Mur de Huy z Fleche Wallonne – katastrofą. O żadnej katastrofie nie mogło być jednak mowy, a doświadczony Belg z łatwością przechytrzył na finiszu sprytnego przecież w rozgrywkach tego typu Michała Kwiatkowskiego. Tym razem 35-latek przystąpi do rywalizacji jeszcze bardziej spragniony zwycięstw po tym, jak nie zdołał wyjść z cienia swoich własnych kolegów z drużyny podczas kampanii północnych klasyków, jednak brak świeżości może sprawić, że do głosu zamiast niego dojdą bardziej wypoczęci zawodnicy Quick-Stepu – przede wszystkim Julian Alaphilippe. Udziałem w niedzielnym wyścigu tę część sezonu zakończy również najmocniejszy kolarz minionych tygodni, Niki Terpstra. Podobno ma tylko pomagać, ale za Nikim trudno trafić…

Chociaż jego forma eksplodowała znacznie wcześniej i w zupełnie innych niż oczekiwane okolicznościach, sam Michał Kwiatkowski (Team Sky) jak zwykle podkreślał, że ardeńskie klasyki będą pierwszym poważnym celem tegorocznego sezonu. Jego nierówny występ we Vuelta al Pais Vasco nieco zaciemnił ten obraz i sprawił, że uwaga mediów związanych z kolarstwem skupiona jest na innych nazwiskach, jednak taka sytuacja zazwyczaj przynosi wyłącznie wymierne korzyści. Pierwszy wyścig ardeńskiego tryptyku jak dotąd najbardziej odpowiadał Polakowi, a zeszłoroczna próba na nowej trasie potwierdziła, że odświeżona końcówka pozwala mu idealnie wykorzystać wszystkie swoje atuty. By zwyciężyć, będzie musiał ponownie zaatakować solo lub w niewielkiej grupie, ale to od dłuższego tak czy inaczej stanowi dla niego jedyny realistyczny scenariusz. W niedzielę będzie mógł liczyć na wsparcie Łukasza Wiśniowskiego i Michała Gołasia, podczas gdy po przenosinach w Ardeny bardzo cenna może się okazać pomoc Sergio Henao i Wouta Poelsa.

Wyjątkowo atrakcyjnie zapowiada się również duet Tiesja Benoota i Tima Wellensa w barwach Lotto Soudal. Ten pierwszy ma prawo odczuwać duże zmęczenie po kampanii na brukach, co pozwoli belgijskiej ekipie wykorzystać go we wcześnie inicjowanych rozgrywkach taktycznych, podczas gdy świetnie dysponowany zwycięzca środowego Brabantse Pijl czekać będzie na ścisły finał.

Jak każdego roku, w niedzielę przyjdzie nam również obserwować wielu innych bohaterów północnych klasyków, którzy udziałem w Amstel Gold Race podejmą ostatnią próbę dopisania przy swoim nazwisku satysfakcjonującego wyniku. Na myśl przychodzą przede wszystkim Greg Van Avermaet (BMC Racing), Sep Vanmarcke (EF Education First) i Peter Sagan (Bora-hansgrohe), jednak warto również zwrócić uwagę na dotychczas specjalizującego się w rywalizacji w Ardenach zwycięzcę tegorocznej edycji Omloop Het Nieuwsblad, Michaela Valgrena (Astana).

Wiele drużyn przygotowało się na okoliczność ewentualnego sprintu z większej grupy, w którym do głosu powinni dojść Michael Matthews (Team Sunweb), Sonny Colbrelli, Enrico Gasparotto (Bahrain-Merida), Michael Albasini (Mitchelton-Scott) czy Bryan Coquard (Direct Energie).

Zawodnicy jak Vincenzo Nibali (Bahrain-Merida), Rigoberto Uran (EF Education First), Bauke Mollema (Trek-Segafredo) czy Daniel Martin (UAE Team Emirates) najprawdopodobniej wykorzystają Amstel Gold Race jako przetarcie przed lepiej odpowiadającymi im pozostałymi dwoma aktami ardeńskiego tryptyku, jednak akcja któregokolwiek z nich nie powinna zostać zbagatelizowana.

Warto również zwrócić uwagę na Diego Ulissiego, Rui Costę (UAE Team Emirates), Nathana Haasa (Katusha-Alpecin), Dylana Teunsa, Alberto Bettiola (BMC Racing) i Daryla Impeya (Mitchelton-Scott).

 

53. edycja Amstel Gold Race rozegrana zostanie w niedzielę, 15 kwietnia.

Wyścig można będzie śledzić na antenie stacji Eurosport od godz. 14:45.

Poprzedni artykułHellena Tour 2018: Banaszek najszybszy z peletonu
Następny artykułBORA sponsorem tytularnym BORA-hansgrohe do 2021 roku
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments